sobota, 31 marca 2012

Dziwny jest ten swiat;-)

Lubię konwenty, można tam spotkać setki pozytywnie zakręconych ludzi.

Lub tylko zakręconych.

Lub tylko ludzi.

Zawsze warto.

W Modenie, na konwencie, spacerowaliśmy z Trzewikiem po halach, oglądając wszystko dookoła.

I wsłuchując się w język włoski.

Nagle podbiegł do nas pewien Włoch wołając po angielsku:

- To ty, pamiętam cię, tłumaczyłaś nam w Essen Nową Erę i robiłaś tak! (tu wykonał gest bicia po rękach).

Trzewik zbaraniał z lekka.

- Merry, biłaś na naszym stoisku ludzi po rękach?!

- Tak, a bo co?

- A nic.

Popołudniem tego samego dnia, ten sam Włoch, dopadł mnie ponownie, co nie było łatwe na hali liczącej 1000 osób.

Podbiega do mnie i krzyczy:

- Czekaj, muszę mieć z Tobą zdjęcie. Mój kumpel też.

I poleciał po kumpla. Przytargał go i tak oto mamy razem zdjęcie.

Tzn ja go nie mam;-)

A dzień później, w Wenecji, podeszła do nas pewna para i po polsku, z obcym akcentem, zapytała, czy dobrze słyszą, że mówimy po polsku i czy mają nam zrobić zdjęcie naszym aparatem i odwrotnie;-)
Nie mam pojęcia, skąd byli.

Jakieś takie miłe to jest. Takie zwyczajne, ale miłe.

poniedziałek, 26 marca 2012

Tfoto.







Modena.

Wczesnym dosyć, mglistym rankiem, w piątek, ruszyliśmy w kierunku Modeny.

Mgła była tak gęsta, że gdyby nie komendy dobywające się z gps'a :

- Skręć w lewo.

- Skręć w prawo.

pewnie nie ujechalibyśmy daleko.

Trzewik, jak na grzeczne dziecko przystało, pierwsze kilka godzin przespał.

No ale cóż, była 4 rano. On nigdy w życiu takiej godziny na zegarku nie widział.

Podróż upłynęła miło, przy dźwiękach muzyki Trzewika (@#$%^&&&).

12h!

Nigdy wcześniej nie byłam we Włoszech.

Spodziewałam się wąskich, klimatycznych uliczek, winnic itp.

A tymczasem Włochy za oknem przypominały nam coraz bardziej okolice Katowic.

Dotarliśmy na konwent coś około 17.

Hałas, hałas i jeszcze raz hałas.

Włosi jednak są bardzo głośnym narodem.

A przy tym bardzo sympatycznym, spontanicznym.

W piątkowy wieczór wylądowaliśmy w knajpie konwentowej....

Wszyscy tam krzyczeli po włosku.

Wszyscy tam krzyczeli.

Śmiali się głośno.

Krzyczeli.

Posadzono nas przy stole z Maritnem Wallacem.

Wypadałoby w tak szacownym towarzystwie prowadzić szacowną rozmowę.

Nie dało się.

No i nie mieliśmy pojęcia za co są wnoszone toasty.

Włosi nie mówią po angielsku;-(

Po polsku też nie;-)

Było miło.

Mam nadzieje, że Trzewik tutaj opowie coś więcej o samym konwencie.

W drodze powrotnej udało mi się namówić Trzewika na krótką wizytę w Wenecji.

Było cudnie.

Ciepło, miło, romantycznie.

W Wenecji mają najdroższe parkingi Europy. 26 euro za 12h;-)

Udało nam się zaparkować na ósmym piętrze, wow.

Na szczęście spryt też po tatusiu, bo inaczej słabo by było...

- Nie uwierzysz co zrobiłam! - mówi do mnie Merry
Już się domyślam, że będzie ostro i faktycznie będzie mi trudno uwierzyć.
- Co zrobiłaś? - pytam mojej pięknej żony.
- Jak się wprowadziliśmy to kupiłam Lenie do pokoju kwiatek w doniczce w IKEI, ale plastikowy, żeby jej nie padł tam w pokoju.
Nie brzmiało to niewiarygodnie. Czekałem na więcej.
- I właśnie się zorientowałam, że od listopada go codziennie podlewam. I tak się dziś dziwię, że tak ładnie rośnie, listki mu nie usychają, i patrzę, a on jest plastikowy...

czwartek, 22 marca 2012

Charakterek po tatusiu.

Stoimy z Lenka pod sklepem.

Obie chcemy do niego wejść bo oferuje zarówno ubrania jak i zabawki.

Lena je loda.

- Lenko, z lodem nie możemy wejść.

- A dlaczego?

- Bo mogłabyś coś pobrudzić. Więc dojadaj szybko bo przez Ciebie nie możemy wejść.

- Mamo, chcesz skosztować loda? Jest truskawkowy.

- Yhm. Daj. Pyszny.

- Mamo, teraz Ty masz loda i przez ciebie nie możemy wejść.

poniedziałek, 19 marca 2012

Wiosna.

Błoto schnie.

Co oznacza, że lada moment czeka mnie sianie trawy.

Jak na razie szykujemy się na wyjazd do Modeny, na konwent oczywiście.

Nie ma, że jakiś tam romantyczny wyjazd do Włoch. Plansza is the king!

Ustalaliśmy w weekend godzine wyjazdu.

- Merry, o 6 mogę wstać. I ruszymy. Liga pyta, czy idziemy do knajpy wieczorem.

- Jasne, że idziemy do knajpy, tym bardziej, że dojedziemy na wieczór, to w sam raz na kolację.

- Jak to na wieczór, ja mam o 17 prelekcje w Modenie!

- Ale mamy 1200km!!!

- Ale autostradą!

- Ale jak wyjedziemy o 6 to nie dojedziemy na 16!

- Google maps twierdzi, że dojedziemy.

HELP!!!!


Od kilku dni znikają mi śmieci z kosza z plastikami. W piątek przyłapałam Trzewika jak wyciągał z kosza kilka nader ciekawych rzeczy.... Mieszkam z wariatem.

czwartek, 8 marca 2012

1 minutka za długo

Dziś na naszym blogu ogłaszamy pierwszy konkurs, i to od razu konkurs nie byle jaki, bo konkurs z nagrodami. A konkretnie z jedną nagrodą!

Zadanie jest proste - należy odpowiedzieć na jedno proste pytanie związane z kulinariami. Kto u nas gościł choć raz, odpowie w ciemno, odpowie jasno i celnie.

Jaka potrawa w Bojszowie przy ulicy Leśna 4 nosi lokalną nazwę "1 minutka za długo"?
a. jajko na miękko
b. talerz frytek
c. babka piaskowa
d. zapiekanka z serem i pieczarkami
e. wszystkie powyższe

Wśród osób, które podadzą prawidłową odpowiedź zostanie rozlosowana nagroda - książka kucharska autorstwa Ignacego Trzewiczka w całości poświęcona barszczowi czerwonemu.

środa, 7 marca 2012

Ludożercy nadciągają. Misja TOP SECRET.



Stół zajęty.

Większa jego część.

Uroczą planszą.

W bardzo ładnych kolorach.

Gdyby Trzewik potrafił tak samo dom pomalować...

I coś tam dobudować.

No ale mamy planszę.

Na planszy karty.

I na tym się kończy moja wiedza.

Ilekroć proszę Trzewika, żeby mi wreszcie Piętaszka pokazał, słyszę:

"Kobieto, nie nazywaj go tak!"

"Nie, bo się będziesz nabijać, że to dla dużych chłopców (tzn facetów)".

Wiem nic. I wiem tak nic już od roku.

Ale pewnie się dowiem jak tylko Trzewik dojdzie do etapu testów na Matoła;-)

Na razie nielegalnie wrzucam fotę...

Ładna, prawda?;-)

niedziela, 4 marca 2012

Reklama Heineken



Hrabia Jeremii i gry planszowe

Opublikowany w zeszłą sobotę hrabia Jeremii był ostatnim jaki napisałem w roku 2005. Kilka lat później napisałem jeszcze jeden odcinek, specjalnie na Pionka. A jako że wśród czytelników Trzewiczkowa jest wielu planszomaniaków, wrzucam go do kompletu:


Hrabia Jeremii nie bez powodu miał stałą rezerwację w gospodzie “Smaki, Kurczaki i Drakon”. Oj, nie bez powodu. Była ona, ta gospoda, każdego wieczoru zaludniona do granic możliwości. Dziś akurat przy szynkwasie tłoczyli się Osadnicy z Catanu, w kolejce do toalety stali, przestępując z nogi na nogę, Żeglarze z Catanu, a przy stole w karty grali Farmerzy z Catanu i Rycerze z Catanu, co było już niemałym zaskoczeniem, bo przecież by tu dotrzeć ci ostatni musieli przejść Przez Pustynię, przez jezioro, przez mostek, lasek i zagajnik.


Nie to jednak było największym zaskoczeniem. Zaskoczeniem byli młodzieńcy, którzy wbili się bezczelnie na miejsce Jeremiego i zajęli jego stolik. Hrabia uśmiechnął się błyskając bielą zębów, bo do głowy w tej właśnie chwili wpadł mu pomysł paskudny. Widział już siebie i ich jak te Wilki i owce...


W jednej chwili zaproponował więc im walkę o stolik, w jednej też chwili zamówił u barmana trunek dla siebie, a młodzież natychmiast spojrzała na Jeremiego z szacunkiem. Ktoś szepnął z cicha: “Patrzcie, sześć bierze”. Chwilę później rozpoczęło się starcie. Piwo chlusnęło w gardziel rudowłosego podrostka jak słynna Niagara. Musiał hrabia przyznać - znać było w chłopaku potencjał. Cóż jednak potencjał w starciu z doświadczeniem?


Mijały minuty i zaczęły się dla młodzieży schody. Hrabia wręczył blademu pryszczakowi szklanicę tłumacząc, że to słynna Manila, a ten łyknął, skrzywił się szpetnie, jęknął “Ble” “fuj” i z bólem przełknął trunek. Jego koledzy nie czuli się wcale lepiej. Brunet po trzecim kubku poczuł nagłą niemoc, słabość totalną, blokadę absolutną, objawy znane w fachowej medycznej literaturze jako Blokus absolutus i z głuchym łomotem zwalił się pod stół.


Tego było już dla nich zbyt wiele. Rudzielec jęknął z rozpaczą w głosie: “Spadamy!” i dał znak do ucieczki.


Hrabia z satysfakcją spojrzał na czmychających przeciwników, którzy z tej perspektywy przypominali biedne, strwożone Zombiaki...

sobota, 3 marca 2012

Duch.

Sobota. Szósta rano.

W pokoju u Niny świeci się światło.

Zaglądam.

Na podłodze stoi krzesło.

Na krześle wiaderko.

W wiaderku woda.

W wodzie kulka.

Nad wiaderkiem lampka biurkowa.

Obok, z nosem przyklejonym do wiaderka, siedzi, w pidżamie, Nina.

I się nie rusza.

Nic a nic.

Nagle dobiega mnie głos jej siostry:

"Nina wcześniaki nie są smaczne"

WTF?!