sobota, 11 stycznia 2014

Chaos ponad wszystko

Będąc sobie w 2Pionkach słucham radia. Dzisiaj akurat Trójki.
I leci sobie właśnie "Kocham pana panie Sułku".
Leci i leci. Pan Sułek nie kocha. Pani nieSułkowa kocha.
Dialog leci.
Nagle w ten dialog wkrada się... mój głos!
Wow. Ale jak to?! Ja w Panu Sułku?!
Ale skąd?






Otóż w tle włączył się mi nasz podcast.
Ech. Ale chwile sławy przeżyłam. Sama bo sama ale zawsze to coś;-)


Więc niech sobie ktoś nie myśli, że my, tzn ja, ten chaos tylko na potrzeby podcastu mamy.
Mamy go na zawsze.
Ale podobno tylko geniusz potrafi panowac nad chaosem;-)

piątek, 10 stycznia 2014

Chyba nigdy

- Ignacy, zrobisz mi grę?
- Nie.
- No zrób, ja wszystko wiem, co chcę, żeby w niej było. I nawet wiem, jak mamy grac.
- Nie.
- Ignacy!
- Sama sobie zrób!
- Sama to nie potrafię.

Uświadomiłam sobie wtedy, że mieszkając z twórcą gier nigdy żadnej gry nie zrobię.
Raz, że ciężko byłoby mi Trzewikowi dorównac. Dwa - to strasznie ciężka praca jest.
I żmudna.
I często nudna.
Ile się trzeba narysowac, naliczyc...
Ilu ludzi trzeba nękac, żeby chcieli zagrac w nasz prototyp...
Ilu rad i porad nt naszego prototypu trzeba wysłuchac. A przeciez wiem, no wiem, że moja gra jest najlepsza!

No właśnie. Ja wiem, że nawet gdyby jakimś cudem udało mi się grę wymyślec, to ona i tak nie będzie najlepsza ;-)

No i za testera musiałabym miec Trzewika...

Wracam do sprzedawania gier.


czwartek, 9 stycznia 2014

Pani Monika

Tuz po 10.00 w 2Pionkach otwierają się drzwi. Czuje przy biurku podmuch zimnego powietrza.
Wchodzi pani. Płaszcz zimowy, nos zimowy. Włos też zimowy. Taki spod czapki.

- Dzień dobry pani.
- Dzień dobry.
- Gdzie jest pani Monika?
- Proszę?!
- Pani Monika, moja fryzjerka.
- A, nie wiem. Sprzedaję gry planszowe...
- Ale pewnie ma pani jej adres!
- Hm, nie mam. Nie znam pani Moniki. Ale wie pani co, tego fryzjera w tym miejscu to nie ma juz od ponad roku chyba.
- No właśnie! Od roku! A chciałam się uczesac w końcu!

Wyszła prawie trzaskając drzwiami, zerkając na mnie nieufnie czy aby gdzieś nie ukrywam pani Moniki.

poniedziałek, 6 stycznia 2014

Oto stał się styczeń.

Zatęskniłam za moim Trzewiczkowem.
Tyle się ostatnio działo a mój blog milczał grzecznie i czekał.
Działo się dużo. Dużo i ciekawie.
Ale to co się wydarzyło wczoraj, przerosło moje wszelkie wyobrażenia. Sądzę...Ba, jestem pewna, że nie tylko moje.
Otóż wczoraj odwiedziły nas Nasze Ulubione Tycjany.
A ja z tej okazji ugotowałam obiad.
I obiad ten był...uwaga...DOBRY!.

Och, wiem oczywiście, że są na świecie ważniejsze sprawy niż udany obiad.
Ale dla mnie jest to osiągnięcie na miarę przebiegnięcia maratonu.