czwartek, 29 grudnia 2011

Dzieje się.

Dzieje się dużo.

W mikroświecie.

Gdy się mieszka z wariatem to nigdy nie wiadomo, kogo do domu sprowadzi...

I tak oto dnia pewnego zamieszkały z nami ludziki:


Miłe, prawda?

Tyle, że dwa dni później wprowadziła się do nich rodzina. Chyba rodzina. Znajomi? Licho wie.



Mam nadzieję, że nie mają alergii na kurz, jak to całe towarzystwo zaczęłoby kichać....

sobota, 24 grudnia 2011

Szklane domy.

Obudziłam się rano z podjęta decyzją.

W nocy ją podjęłam.

A może być i tak, że moje zmaltretowane próbami kulinarnymi "ja" ją podjęło.

Nie będę gotować.

Nie będę się tym, że nie potrafię gotować, nic a nic przejmować.

Chcę budować.

I hodować.

Wybuduję szklarnię.

Jeżeli pomidory nie będą chciały tam rosnąć to je zamienię na kaktusy.

Ha!





wtorek, 20 grudnia 2011

Czas prezentów.

Od dwóch dni w pokojach na górze drzwi sa tajemniczo zamknięte.

Słychać szepty, czasami przechodzące w głośne awantury.

Dzieciaki wykonują i pakują prezenty.

A ponieważ trzylatki zazwyczaj żyją w błogiej nieświadomości, skąd się biorą prezenty pod choinką, zatem starsza ekipa ma problem z Lenką.

Wczoraj Lenka dostała za zadanie narysowanie laurki dla mamy. Jako prezent pod choinkę.

Tak ją to zadanie ucieszyło, że każdą laurke, którą narysowała, natychmiast mi przynosiła.

Zatem starsza ekipa wciąż była w punkcie wyjścia.

Lena wracała na górę, rysowała, a potem znowu biegła na dół.

I tak w kółko przez cały wieczór.

Ostatnia z laurek była szczególna.

Był już wieczór.

Tupot nóg na schodach oznajmił o nadciągającej nowej laurce.

Tym razem był i komentarz:

- Mamo, narysowałam ci to,co kocham najbardziej!


- Wow, super, jaka fajna piłka.

- To nie piłka! To kotlet! Jest już kolacja wreszcie?

- ...

poniedziałek, 19 grudnia 2011

Szkolenie.

Nie wiem, jak to ująć słowami.

Ale liczę na to, że kobiety mnie zrozumieją bezbłędnie.

Szczególnie posiadaczki geeków.

Stolarz nareszcie, w sobotę, skończył nam robić szafę w przedpokoju.

Dużą, pakowną, dającą dużo możliwości ukrycia dóbr wszelakich.

Postanowiłam, że będą tam m.in swetry.

Trzewika. Bo są za duże na normalną szafę.

Ale jak nauczyć faceta, gdzie od dzisiaj są jego swetry?

Wpadłam na pomysł sprytny, wynikający z długich lat obcowania  i szkolenia psów.

Pomyślałam, że jeżeli ulubiony ciepły sweterek Trzewika, który leżał w łazience i czekał aż właściciel wstanie i go założy, schowam do owej szafy i pokażę, gdzie się znajduje, to następnym razem sam sobie poradzi.

Ale jakoś brakło mi odwagi, żeby własnego, fajnego dosyć, męża potraktować jak psa...

Chaos pogodowy.

Wczoraj:



Dzisiaj:

Miłośniczka przyrody z Bojszowa

Bogas z Dagmarą przywieźli gry, w które można grać w sześć osób. Było tam i 7 cudów, i Ticket to India, była i Fauna. Było nas też sześć osób przy planszy... Fauna jest prosta, w sam raz na początek, nim wszyscy skończą plotkować i zajmą się poważnym graniem. Taki miły rozrusznik. Tak więc Fauna bum, wylądowała  na stole.

Gdzieś po dwudziestu minutach zabawy stało się jasne, że Merry nie tylko nieustannie narzeka na Faunę, ale i nieustannie nie potrafi w nią grać. Kiedy Bogas mijał pole z 40 punktami, Merry wciąż walczyła o swój siódmy punkt... Walczyla zresztą bez skutku.

I teraz nauka i ostrzeżenie dla wszystkich - co robi Merry, gdy nikt nie słucha jej narzekania na grę. Otóż Merry wylewa kieliszek wina na planszę, a następnie krzycząc przepraszam, zrywa ją ze stołu udając, że idzie ją wytrzeć zrzucając z planszy wszystkie pionki. Także te, które oznaczały punktację. Po wytarciu planszy zaś kwituje: "No, teraz to już nie ma sensu zaczynać od nowa..."

Na drugi dzień Lena okazała się bardzo dużą nierozwagą. Zmusiła mamę do gry w Faunę Junior. I oczywiście wygrała. O tyle miała szczęście, że Merry grała z Leną bez wina pod ręką.

Tia.

Padło wczoraj z ust Męża Mojego takie oto pytanie:

- A truskawki i inne owoce będziemy mieć w ogródku?

- ?!?!@#$%^&&***

- No żeby dzieciaki miały radochę, że w ogródku mają owoce.

- Ale ja się na tym totalnie nie znam przecież!!!

- Na budowaniu domu też się nie znałaś a wybudowałaś.

- Ale ogródek to trudniejsze niż dom!!!!

- E tam.

No to w styczniu odbiór domu jeszcze mnie czeka. I milion papierków.

A potem Kierownik Ogrodu Pan Google...

Ale właśnie wymyśliłam,ze zasadzę maliny. Widziałam w lesie, że same rosną.

Grzyby też.

czwartek, 15 grudnia 2011

Trup.

- Mamo, dzisiaj widziałam pogrzeb. Nigdy jeszcze nie byłam na pogrzebie!
Tylko raz widziałam trupa.

- Trupa?!

- No, jak rybka nam w akwarium zdechła.

Budowa strikes back

Dom zbudowany. Od wielu dni daje się wyraźnie odczuć brak wpisów budowlanych. Miłośnicy historii o fundamencie i cemencie rozpaczają.

Postanowiłem im zatem przyjść z odsieczą! I to nie dlatego, że kurier miał przywieźć budę, którą miałem osobiście zbudować (wypakować z kartonu i postawić pod drzewem), bo jej nie przywiózł, ale dlatego iż dziś na Trójce w ramach porannej audycji słuchacze cytowali mądrości budowlanych majstrów. Pojawiały się więc i takie rymowanki jak:

milimetr to nie miara
centymetr to nie szpara
a metr to nie dziura

Pojawiały się i mądrości podsumowujące finał czyjegoś remontu takie jak: "No ładnie nie jest, ale przyzwyczai się pan..."

Pojawiła się i wypowiedź absolutnie mistrzowska, wypowiedź, którą odnotować po prostu trzeba! Pewnej pani ekipa tak zamontowała drzwi wejściowe, że się nie domykały i była fest szpara. Pani wezwała ekipę reklamując uslugę. Ekipia przyszła, szparę obejrzała, pokręciła głową i stwierdziła: "Dom to nie termos, proszę pani."

P.S. A fota to z naszego remontu sprzed lat, w starym domu. Była to większa chyba masakra niż budowa całego naszego nowego domu...

Wierszykiem...

Dziecko ateistów nie ma lekkiego życia w przedszkolu polskim , oj nie.

Lenka uczy się kolęd, nie za bardzo mając pojęcie o co chodzi.

I nawet zna wierszyk:

"Do Betlejem ciemną nocką idzie Józef z matką wioską."

O ile słowo "józef" jest jej znane z racji posiadania Dziadka o tym imieniu, o tyle słowa "boski" raczej nie zna;-)




wtorek, 13 grudnia 2011

Matka Wariatka.

Matka Wariatka powiedziała tak:

- Ok, jak chcesz mieć konia to musisz udowodnić, że potrafisz się opiekować zwierzętami.
Codziennie rano wyprowadzaj psy na długi spacer.

Dzisiaj w nocy (bo trudno w grudniu godzinę czwartą nazwać poranną) obudziły mnie hałasy i słowa:

- Gina wstawaj, idziemy na spacer. Wstawaj głupia!

Ale okazało się, że nasz pies nie chce mieć konia.

Wolał się wyspać.

Ja też.

A dziecko pozostało obrażone.

Oczywiście na mnie i na psa.

Ale za co na mnie?!

Ja też chcę konia przecież.

poniedziałek, 12 grudnia 2011

Poniedziałek już od wtorku poszukuje kota w worku.

Uwielbiam ten wierszyk.

Bardzo trafnie opowiada o tym, jak tydzień pędzi.

Coś około 21.05 przekraczam próg domu naszego nowego.

W sekundę po przekroczeniu progu już tego żałuję.

Wokół stołu ( a stół mamy spory) siedzą lalki. Krzeseł mamy 8, tyleż lalek siedzi.

Reszta leży na stole.

Razem z piłką.

I z salatką z kiwi i szynki - kolacją Leny.

I z misiem.

I z przyklejonymi wszędzie łyżeczkami.


- Mamo, jestem głodna. (nie zamykamy lodówki na klucz)

- Mamo, potrzebuję na jutro papier kolorowy, 2m wstążki, żelatynę i złotą farbę w spreju.

- Mamo, nie mam na jutro spodenek.

- Mamo, jakie kolczyki pasują mi do tej bluzki?

- Mamo, poczytaj mi. (po raz setny bajkę o Flusiu)

- Mamo, myszoskoczki nie mają pokarmu.

- Mamo, swędzi mnie coś.

- Ma...a nie, Merry, oglądamy jakiś film razem? (?!)

Poniedziałek już od wtorku poszukuje kota w worku...

Wtorek środę wziął pod brodę...

sobota, 10 grudnia 2011

Ospa.

- Lenko,co tam dzisiaj w przedszkolu?

- Fajnie, Józef i Maryja mają ospę i tylko aniołki były.

Apteka

- Kupiłam sobie czerwoną spódnicę!
- Byłaś dziś w Gliwicach?
- Tak, w aptece.
- ?!
- Byłam po maść dla Soni, ale pani w aptece powiedziała, że nie mają wagi, więc nie można u niej zamówić tej maści.
- i...?!
- Chciałam też kupić wziew, ale pani w aptece powiedziała, że ma tylko te po 40 złotych, a w innych aptekach powinny być jeszcze ze starych zapasów po 16 złotych i poradziła, żebym poszła gdzieś indziej.
- i...?!
- Obok apteki jest taki fajny sklep z ciuchami...

niedziela, 4 grudnia 2011

Przybyli, zobaczyli. Nic nie zniszczyli;-)

Odbył się odbiór domu naszego.

Poprzez wino, wino, wino.

Nie mam pojęcia jak goście do nas trafili, ale udało się. Pewnie w gpsach mają jakąś opcję "szukaj skupiska gier".

Nie mam pojęcia jak to jest po czesku ale Petr też trafił.

Jako pierwsi przybyły Tycjanowate. Wraz z właścicielem domu.

Następnie przybyło 4m facetów w postaci Shevy i Asioka.

Podobno przybyli z Piechem, ale zamknęli go w samochodzie na pół godziny. Do dzisiaj nie wiem, po co.

Wraz z nimi także przybyło drzewko o wdzięcznej nazwie "wiśnióweczka". Google nie zna takiego gatunku więc drzewko na razie stoi w wiaderku z wodą i czeka aż przeczytam "Podręcznik przetrwania dla ogrodników i działkowców".

A, i wraz z nimi dotarł też uroczy wiersz dzieła Piecha:


"Budowlańcy dom przywieźli, raz, dwa poskręcali
A potem pół roku go wykańczali.
Co dzień praca non stop wrała
I Trzewiczkom co rusz nowa przygoda się trafiała.
Raz robotnik dziurę wykopał
A Ignacy w niej auto zaparkował
Merry nad domu urządzaniem czuwała
Rury, klamki, zawory - wszystko wybierała.
Szambo, ogrzewanie, stolarka, schody.
kto da jej za to nagrody?
Może Trzewik, któremu zrobiła pokoik ciasny
Co miał mieć bidet własny?
Teraz stoi już dom zielony
Niech na stole zagości mielony
Został jeszcze ogród - kwiaty, grządki i rabaty
Więc Trzewiku, bierz się do łopaty!"

A, wraz z nimi dotarły też dwa urocze kubeczki:



Tyle, że jeden z nich jest nietrafiony. Kto wie, który?;-)


A po chwili nadciągnęła w różnych odstępach reszta gości widoczna na zdjęciu, racząc nas winem i kwiatami.

No i stała się rzecz śmieszna bo połowa ekipy dojechała jako kierowcy. Druga połowa okazała się być abstynentami.
I TO Z WYBORU!!!

Zatem wino zostało.

Jedzenie też bo do mistrza kulinarnego mam chyba jeszcze dalej niż do mistrza ogrodnictwa.

Ale nic to. I tak zapraszamy ponownie;-)

Asiok! Proszę naprawić to,co zepsuleś!

Wszystkim uczestnikom Domek nasz i my dziękujemy za przybycie.