poniedziałek, 31 października 2011

Wężykiem Jasiu.

Od rana hydraulicy montują co się da.

Ma pani zawory na 3/4?

Ma pani zawory na 1/2 ale wylot na 3/8?

Gdzie jest syfon do tej baterii?

Zostałam wysłana do sklepu po różne zaworki i przedlużki.

I po wężyka.

Kupiłam.

Wężyka zapomniałam.

Pojechałam ponownie.

Po wężyki.

Czy ma pani rozetki do baterii?

Nie mam. I mam to gdzieś.

Niech sobie sami kupią. Ja wysiadam.

Tu nie ma gniazdka, jest tylko puszka, to co z tym?

Blat na owal czy półokrąg?

Gdzie ma być wentylacja z pieca?

A ta rura na zewnątrz to z czego?

Itd, itp...

A jeszcze czeka mnie montaż anten, internetu...

Tralalala bum.

piątek, 28 października 2011

No i tak.

Są schody.

Przyjchały bez poręczy bo facet, który był miesiąc wcześniej mierzyć dziurę na schody, coś pokręcił.

Schody piękne drewniane, jak i dom cały.

Ale troche wchodzą na drzwi od lazienki.

Wezwano mnie na miejsce z zapytaniem:

"Nacinamy schody, zamykamy na zawsze drzwi z łazienki czy robimy lufcik w tych drzwiach?"

Ceni sobie dobry humor i dowcip. Niekoniecznie natomiast bawi mnie ostatnio dowcip sytuacyjno - budowlany.

Nacinamy schody.

Bo przecież łazienka będzie nam potrzebna.

A wentylacja już jest. Więc po co lufcik?

W sadzie i dookoła ogrodu opadają liście i nasz dom staje się widoczny z drogi.

Gdy wracam z pracy to go widzę i mogę pomachać.

A jutro....

Jutro może, może....uruchomią nam ogrzewanie i wodę.

A gdy już uruchomią wodę to zaczynam wielkie porządki!!!

A po nich nastąpi upragniona PRZEPROWADZKA!!!!

środa, 26 października 2011

Kochany Tatuś Ignacy.

Kochany Tatuś Ignacy przywiózł najmłodszemu naszemu dziecku taką oto kartkę, mówiąc:



"Lenko, tu musisz narysować obok drugiego potwora. Kumpla.I wygrasz grę."

Lenka to  nasze jedyne dziecko, które nadal lubi gry planszowe.

Starszyzna już poszła w świat rpg....

Lenka zatem narysowała:


A ponieważ ma 3 latka i trudno jej zrozumieć, że niekoniecznie musi wygrać z tym potworkiem w konkursie, Ignacy musi chyba grę kupić....

wtorek, 25 października 2011

Co ja w Tobie widziałam, na co mi taki ktoś.

Mam wrażenie, że osiągnęłam etap w moim życiu, który nadaje się do leczenia zamkniętego.

O ile na oddziale zamkniętym leczą z uzależnień od gier karcianych.

A dokładnie od Nowej Ery.

Od dawna wiem, że nie jest dobrze.

Że mam z tym problem.

Bo skoro grając w inną grę wciąż myślę, kiedy wreszcie skończymy i zagramy w NE?

Bo skoro grając w inną grę rozważam w którym momencie jej autor się pomylił, że nie jest tak fajna jak NE?

Bo skoro grając w inną grę rozważam kolejne kombosy w NE?

A obłęd zaczął się tak niewinnie.

Od małej, malutkiej awantury.

51 Stan pojawił się gdy Lenka była bardzo mała i granie w gry jakiekolwiek nie miało sensu bo i tak co chwilę trzewiczkówna odrywała mnie od stołu donośnym wrzaskiem.

Nastał czas testowania NE...

Pewnego wieczoru Ignacy bardzo, bardzo pilnie potrzebował przetestowania czegoś tam w NE.

Karty?

Nie pamiętam.

Zasiedliśmy zatem przy stole późną nocą. Rozłożyliśmy 51....

I okazało się, że ja nijak reguł nie kumam. Nic a nic.

Na dodatek mam problem ze słuchaniem reguł.

Gdy ktoś za długo coś mi tłumaczy, automatycznie wyłączam się.

Taki defekt mózgu.

Ignacy wytłumaczył raz.

Na nic.

Drugi raz,

Na nic.

Jakiś mrok.

Jakieś głupie karty.

W końcu doszło do słów:

"Grasz jak matoł ostatni, z dziećmi będę testy robił i lepiej wypadną."

Była to zniewaga. A na to mnie nie stać. Wściekłam się. A kobiecy mózg, gdy się wścieknie, przyswaja wszystko błyskawicznie.

Przyswoiłam.

I się natychmiast uzależniłam.

Od jakiegoś czasu miałam mgliste wrażenie, że coś mi jest.

Że może odwyk?

Pojechałam do Essen. Trzy dni tłumaczenia NE.

Trzy dni podczas których uświadomiłam sobie, że napuszczam graczy na siebie nawzajem, że zmuszam ich do palenia, niszczenia lokacji. Że prawie gram za nich, żeby tylko coś zniszczyć. Ignacy się wściekał, że każda rozgrywka trwa za długo, że inni czekają. A ja nie mogłam przestać.

I po powrocie Arti zapytała, czy mam dosyć NE...

Nie mam. I tęsknię za Essen. Trzy dni w amoku. Mniam.

I tylko żałuję, że NE nie została mi podarowana jako prezent pod choinką.

Bo byłby to najwspanialszy prezent;-)

Zdecydowanie mam Genialnego Męża.

Chociaż...gdy to napisałam i krzyczą do mnie  literki to trochę to głupio wygląda;-)

poniedziałek, 24 października 2011

Essen 2011.

W środę rano Mała Dzielna Corsa przyjęła w swoje wnętrze Tycjana i Moniq.

Moniq nieduża ale torbę miała dosyć sporą.

Tycjan adekwatnie do wzrostu...

O 10 nasza wesoła ekipa ruszyła w długą drogę do Essen.

Ponieważ jedzie się wciąż i wciąż autostradą zatem czas się dłuży, brak urozmaicenia.

Jak na złość Tycjan nie miał nastroju do kłótni i droga przebiegła w przyjaznej, spokojnej atmosferze.

A kłótnie z Tycjanem to jedno z moich ulubionych zajęć.

JAK ON SIĘ ZARĄBIŚCIE WKURZA!!!

JAK ON MNIE ZARĄBIŚCIE WKURZA!!!!

Pióra lecą.

A mimo to go prawie kocham;-D

Moniq o tym wie;-)

Prawda Moniq?

Dotarliśmy na miejsce wieczorem, oczekując, że w drzwiach czekają na nas stęsknione ręce.

Przynajmniej ja na to liczyłam.

Nic z tych rzeczy.

Ekipy portalowej nie było.

Byli na targach.

Ale wrócili.

Po niezbyt gorącym powitaniu odbyło sie szykowanie kreacji na prezentację Pret a porter....

Kreacje przerosły cokolwiek.

Multi miał cudną niebieską koszulę i różowe boa.

Tycjan miał za małą koszulę.

Zielu miał normalną niebieską.

Trzewik miał normalną pomarańczową ale za to nie wyglądał w niej normalnie.

My z Moniq miałyśmy w miarę normalne sukienki...

W miarę.

W czwartek rano zaczęło sie piekło.

Kto był, ten wie.

Targi w Essen to istna wieża Babel.

Wszystkie rasy ludzkie, języki, kolory, ubiory.

Można spotkać Chińczyka, Japończyka, Niemca, Belga, Indianina, Orka, Elfa.

Do wyboru do koloru i fantazji.

I to wszystko jak opętane biega po halach kupując gry.

Fajnym elementem zaskoczenia jest spotykanie tam znajomych, polskich twarzy.

Och, oczywiście, ze wie się mniej więcej, kto się wybiera a kto nie.

Ale spotkanie kogoś przypadkowo w tysięcznym tłumie zakrawa na śmieszny cud.

Trzy dni tłumaczenia reguł.

Po sześciu godzinach tłumaczenia Nowej Ery osiąga się etap pt: "k...a, tego się nie da wytłumaczyć normalnym ludziom".

Po sześciu godzinach tłumaczenia reguł Włochom człowiek łapie się na tym, że liczy w myślach po włosku, nie po polsku czy angielsku.

Po 10 godzinach tłumaczenia reguł człowieka zaczynają bawić dowcipy po niemiecku.

 Nawet gdy nie zna niemieckiego.

Zielu podsłuchał za to takie piękne coś, wyartykułowane przez pewnego amerykańca, który wyglądał, jak gdyby połknął własną żonę :

"You know, in my head I can hear two languages: English and foreign".

Po trzech dniach tłumaczenia reguł nastąpił czas powrotu do domu składu corsowego.

Było już fajniej bo można się było pokłócić.

A kłótnie wyczerpują tych mniej wprawionych....:

Teatrzyk Zielona Gęś zaprasza do domu pełnego absurdów;-)

wtorek, 18 października 2011

Biegnij Lola, biegnij.

Jest kumulacja.

Rano dorwała mnie ekipa od:

- wody,

- ogrzewania,

- stolarki,

- schodów,

- wyjazdu do Essen.

Ta ostatnia ekipa składała się z Ala, Multiego i Trzewika.

I jedynie na szczęście Trzewik domagał się kanapek na drogę.

I tak oto są schody. Jeszcze nie do końca gotowe. Ale mają już kształt schodów.

I tak oto jest woda.

Woda jest głównie w gruncie. Taka gruntowa. I u nas dosyć gruntowna.
Utopili kreta. Nie zwierzątko a takie coś do robienia przewiertów.

Ogrzewanie montują do końca gdy będę w Essen.

Sypialnia już nabrała barw...bakłażana.

W starym domu syf, kiła i mogiła.

Błoto na podłodze, nanoszone przez psy głównie. I przeze mnie bo biegam wciąż i wciąż na budowę i do domu.

Stosy książek.

Stosy zabawek.

Stosy ubrań.

Stosy toreb wszelakich.

Zimno jak w psiarni bo nie mam czasu na palenie w kominku.

Jutro rano jeszcze tylko odstawiam dzieci do szkoły/przedszkola.

Jutro rano jeszcze tylko pędzę do zakładu budżetowego i wnoszę pismo o licznik i o zmianę średnicy rury (?!).

Jutro:

Jutro raniutko jak ten szczygieł
Wstanę, umyję się, zagwiżdżę,
I zejdę w doliny zaludnione
Roboty poszukać  w Essen...

I wciąż...

- Moniq, wiesz, że na pudełku Nowej Ery nie ma nazwiska Ignacego? Imienia też nie;-)

- Zauważyłam. Skromny człowiek.

;-D

Ot, Świat Portalu.

poniedziałek, 17 października 2011

Nadal Essen.

- Ignacy,co robisz?

- Ściągam sobie gry na iphone'a.

- Po kijek ci nowe gry?

- Na drogę na Essen.

- Będziesz prowadził auto i grał?!

- E, Alek jest Mistrz Kierownicy, on będzie prowadzić a ja grać. No i jest jeszcze Multi, też może na zmianę prowadzić.

- A czemu Ty masz ze sobą w Yeti dwóch "zapasowych" kierowców a ja żadnego?!

- Bo jedziesz w środę.

                                                                          ...

- Mamo, po co jedziecie do Niemiec?

- Sprzedawać gry.

- Ale nie sprzedawajcie gier! Ja je lubię!

cdn...

Essen.

Trwają przygotowania do Essen.

Ignacy przygotowuje gry, ja z Moniq przygotowujemy....kreacje tak zwane.

Jedziemy z Pret a porter i podobno nie możemy w tiszertach skoro to gra o modzie.

Ech.

- I co, jakie masz ciuchy? pyta mnie tycjanowa.

- Mam jedną boho i jedną wizytową, a Ty?

- To ja wezmę wieczorową i dziecięcą...

cdn...

piątek, 14 października 2011

iGnacy.

iGnacy właśnie usiadł tuż obok mnie pytając:

 "Co piszesz?"

Odpowiadam spokojnie:

"Nic"

iGnacy zdjął okulary.

Co oznacza, że mogę spokojnie pisać posta udając, że piszę maila do kochanka lub wprost przeciwnie pisząc maila do kochanka udając, że piszę posta.

Jakoś tak.

W tym tygodniu odebrałam z naprawy laptopa iGnacowego.

Takiego laptopa, którym tylko iGnacy zarządza. Nikt w domu go nie tyka.

Laptop "się zepsuł" upadając na podłogę.

Pękła obudowa oczywiście, zrywając drucik do karty sieciowej.

Ale nic to.

Pan naprawiający laptopa oddał mi go ze słowami :

"Niech pani już lepiej go dzieciom nie daje, nie mam pojęcia co one z nim robiły ale system robi cuda"

Zawieźliśmy zatem lapka do kumpla naszego, Romka, który słynie z tego, że potrafi naprawić każdy zepsuty komp. Nawet ten od iGnacego.

Romek przez tydzień się do nas nie odzywał. Zamikł. Zatracił się i stracił.

W końcu się odnalazł...

"iGnacy, nie mam pojęcia, co robiliście z tym lapkiem,ale czegoś takiego jeszcze nie widziałem i nie naprawiałem!"

A dzisiaj wieczorem iGnacy odkrył na apstorze program, który coś tam i coś tam.

Podobno ZARĄBISTY.

No to go załadował,

Iphone chyba się nie ucieszył bo podczas synchronizacji oddał wszystkie swoje aplikacje w eter.

Nawet nawigację...

A Essen tuż tuż.

Obserwuję to wszystko spokojnie z boku, robiąc swoje coś tam i nie zwracając raczej uwagi na okrzyki typu "co za shit, gdzie to się podziało?!"

Nagle widzę, jak koścista ręka iGnacego wyciąga się w kierunku MOJEGO UKOCHANEGO LAPTOPA!!!

"Merry, daj mi na chwilę lapka, zrobię synchronizacje..."

Zamarłam.

Nie dałam.

Niech sobie najpierw mózg zsynchronizuje.

iGnacy ma dar.

Dar psucia isprzętu.

Jestem pewna, że iphone jest tą zdecydowanie wyższą inteligencją w ich związku.

I to pewnie on te gry wymyśla...

środa, 12 października 2011

Essen 2011.

Nie mam pojęcia gdzie się podział czas.

Ten czas od poprzednich targów w Essen.

Gdzieś się schował.

Pewnie wyjdzie zza rogu gdzieś i powie:

" Ha, jesteście o rok starsi".

Rok minął błyskawicznie.

Nadchodzi Essen 2011.

Czas zatem na wspomnień czar;-):

TUTAJ

Uwolnić wierzbę.

Uwalniamy wierzby.

Wierzby rosną na tyłach naszej działki, otaczają ją szumiącym spokojem.

Dawno, dawno temu poprzedni właściciel ziemi przyczepił do nich ogrodzenie.

Ogrodzenie w biedne wierzby wrosło.

Od trzech dni trwała akcja zmiany płotu i uwalniania wierzb.

Nareszcie są wolne.

Wyrwano z nich ogrodzenie i mogą sobie szumieć już bezkarnie.

wtorek, 11 października 2011

Jeszcze będzie przepięknie...jeszcze będzie normalnie.

...ale nie wiem,kiedy.

Dzisiaj rano wpadła ekipa montująca kaloryfery.

Co ciekawe, wpadli akurat w momencie, gdy trzymałam w ręce komórkę, żeby zadzwonić z zapytaniem,kiedy będą. Ot, telepatka budowlana jestem.

Następnie facet robiący płot zaczął domagać się kawy. A że typ nerwowy więc wolałam mu szybko ją zrobić.

Następnie w świetle bramy pojawiło się auto gigant zwane cysterną z gazem.

Cysterna owa zakopała się tuż przy bramie.

Od kilku dni pada a my mieszkamy na glinie.

Wszystko to działo się w ciągu 40 minut, gdy Lena żądała uporczywie śniadania.

Ostatecznie poszłam do pracy cała w kropki,  cysterna ruszając jednak tą gliną mi przywaliła.

Ale ruszyła.

Jest zatem gaz.

Są kaloryfery.

Płot chyba się stawia. O ile facet montujący się nie postawi i nie pójdzie w tango.

Po ostatniej pracy wykopaliskowej u nas, po otrzymaniu zapłaty, wędrował środkiem wsi.

Bardzo środkiem. Po tej białej linii przerywanej...

A, dzisiaj też będzie numer domu nadany!!!

Tarram i bum.

piątek, 7 października 2011

Wykańczanie wykańcza.

Gdy miesiąc temu Pan Od Gazu mówił mi, że budowanie domu to luzik w porównaniu z wykańczaniem domu, ubawił mnie setnie.

Leciałam wtedy na pysk, uczyłam się na szybko miliona rzeczy i biegałam po budowie z komórką przy uchu.

Nadszedł czas wykańczania...

Codziennie trzeba coś dokupić.

Codziennie trzeba wykonać kilka telefonów.

Codziennie trzeba dokonać kilku ustaleń.

Codziennie coś wyskakuje, coś się dzieje.

A to furtka, a to płot, a to słupki a to kable,

A to piasek a to lampy.

A to pies a to kot.

Śnią mi się po nocach psy.

Pewnie ze strachu przed inwazją zwierzaków obiecanych dzieciom...

środa, 5 października 2011

In/out.

Po długim oczekiwaniu, nie mam pojęcia z czego wynikającym, nadjechały wczoraj drzwi wejściowe.

I wyjściowe.

Wejściowe i wyjściowe. Nadjechały dwie sztuki.

W jednych kolor był zgodny z moim zamówieniem.

W drugich szyby były zgodne z moim zamówieniem.

Nie mamy w domu dziury na drzwi wyjściowe.

Musiałam więc wybrać jedne z tych przyjezdnych.

Wybrałam.

Poza drzwiami wejściowymi i wyjściowymi, od kilku dni mam w domu dwie sztuki drzwi, które pasują tylko kolorystycznie. Nie zgadza się rozmiar i sposób montażu.

Nic to.

Nic to w porównaniu z tym, że projektując kuchnię, nie uwzględniłam szafki na zmywarkę.

Uwzględniłam za to dużo szuflad bo szuflady lubię nader.

Takie fajne są, samodomykające.

Zatem jutro Ikea ponownie, celem dokupienia szafki. I oddania, z bólem serca, szuflad.

Nic to.

Na schody wejściowe potrzebna nam mata grzewcza, żeby się same odśnieżały.

Miałam cichutką nadzieję, że gdy wklepię w Allegro hasło "mata grzewcza", pojawi się kilka wyników.

I że nie będą się różnić.

Ech.

Się różnią.

Nic to.

Kupując lampy zapomniałam, że na zewnątrz domu też powinno być oświetlenie.

Dokupię.

Kupując belki na półki na książki dowiedziałam się, że kupuje się je na ....metry sześcienne.

Skąd do licha mam wiedzieć ile metrów sześciennych półek potrzebujemy?!

Metry sześcienne kojarzą mi się z basenem głównie i akwarium.

Akwarium też muszę kupić...

Wykończenie domku nabrało strasznego tempa.

Zaczęłam cierpieć na bezsenność analizując w nocy co, gdzie i kiedy.

Czy są gdzieś salony fryzjerskie przyjmujące klientki w nocy?;-)


A w starym domu zepsuła nam sie spłuczka...

poniedziałek, 3 października 2011

A tu to, co mnie kręci na serio.

NE

Uzależniłam się.

Całkowicie.

Doszczętnie.

Już nic nie jest takie, jak kiedyś;-)

Schody.

Schody są przez całą budowę.

Na każdym kroku coś idzie nie tak.

A to ktoś nie przyjdzie na czas. A to czegoś nie doślą na czas.

Na każdej budowie powinien pracować psycholog wspierający rodzinę.

No i oczywiście Dobra Wróżka spełniająca życzenia.

A najlepiej dająca dużo kasy.

Gdy się przystępuje do budowy to się nie wie,że przyłączenie wody kosztuje 10 tys zł.

Że przyłączenia prądu kosztuje 10 tys zł.

Że ogrzewanie kosztuje 25 tys zł.

Że geodeta za każdą mapkę bierze 300-400 zl.

A mapek jest kilkanaście.

Że mając działkę trzeba zrobić drogę, a wykorytowanie drogi, wysypanie jej tłuczeniem i czymś tam kosztuje dużo.

Że piasek jest drogi a potrzeba go tony.

Że działkę należy ogrodzić.

Że brama sterowana pilotem kosztuje 5 tys zł.

Że należy kupić lampy. Nie, jak do tej pory, do trzech pokoi, ale do 13 pomieszczeń.

A w każdym pomieszczeniu jedna lampa to minimum. W salonie mamy ich pięć.

Schody.

Nareszcie mam projekt schodów.

Już się robią.

Będą piękne, drewniane.

Drewniany dom jest piękny.

I będzie nam w nim pięknie;-)