Od kilku tygodni Lenka z uporem maniaka bierze udział w testach Robinsona, dzielnie asystując w rozgrywkach, dowodząc Piętaszkiem i odkrywając żetony skarbów znajdujących się na kolejnych kaflach. Podczas każdej rozgrywki rysuje też nowe karty. Wczoraj dowiedziała się o istnieniu kart Bestii, na które można polować...
- Tato, a cego boją się bestie?
- Huku.
- Dobze. - ucieszyła się biorąc długopis i kartkę - Narysuję sowę.
[komentarz Merry]
Na wszelki wypadek dodam kilka słów wyjaśnienia. Bo może np ktoś nie wie lub nie pamięta, jakąż to cechę szczególną wymowy posiada Trzewik. Otóż w wersji Trzewika głoska "k" i głoska "h" brzmią podobnie, a nawet momentami tak samo!
Zatem Lena może spokojnie narysować zarówno sowę z "huhu" jak i kukułkę z "kuku"...
A zdaniem Trzewika i tak narobią huku...
niedziela, 29 lipca 2012
piątek, 20 lipca 2012
czwartek, 19 lipca 2012
wtorek, 17 lipca 2012
sobota, 14 lipca 2012
Wrocław się poprawił.
Wrocław się poprawił.
Pojechałam, zagrałam, wygrałam.
Tzn wygraliśmy razem z Grzechem.
Chociaż Grzechu próbował przez cały czas zasnąć.
I w zasadzie przegralibyśmy z kretesem, gdyby w okolicach drugiej nad ranem nie obudziła się Skanna i nie zadzwoniła do Macike.
A skoro się obudziła to wiadomo, zapałała uczuciem. W sumie to nie wiem - miłości czy wściekłości?
Skanna?
A jak wiadomo, uczucia kartom nie służą. No i Macike z Mongą w końcu przegrali. Czas był najwyższy bo świt się za oknem zaczynał budzić.
Uf.
Tak oto jesteśmy na etapie 1:1.
Mam nadzieję na ciąg dalszy jesienią.
No i liczę, że przez wakacje Nasz Ulubiony Bard Piotr Pieńkowski da mi parę razy wygrać;>
Głupi pokerzysta!
Zawsze wygrywa.
Za to w 51 stan nie potrafi grać.
Chociaż, jak sam twierdzi:
"Przenikam wszystkie kombosy".
I z tej przenikliwości swojej przegrywa.
I jak go tu nie uwielbiać?;-)
Pojechałam, zagrałam, wygrałam.
Tzn wygraliśmy razem z Grzechem.
Chociaż Grzechu próbował przez cały czas zasnąć.
I w zasadzie przegralibyśmy z kretesem, gdyby w okolicach drugiej nad ranem nie obudziła się Skanna i nie zadzwoniła do Macike.
A skoro się obudziła to wiadomo, zapałała uczuciem. W sumie to nie wiem - miłości czy wściekłości?
Skanna?
A jak wiadomo, uczucia kartom nie służą. No i Macike z Mongą w końcu przegrali. Czas był najwyższy bo świt się za oknem zaczynał budzić.
Uf.
Tak oto jesteśmy na etapie 1:1.
Mam nadzieję na ciąg dalszy jesienią.
No i liczę, że przez wakacje Nasz Ulubiony Bard Piotr Pieńkowski da mi parę razy wygrać;>
Głupi pokerzysta!
Zawsze wygrywa.
Za to w 51 stan nie potrafi grać.
Chociaż, jak sam twierdzi:
"Przenikam wszystkie kombosy".
I z tej przenikliwości swojej przegrywa.
I jak go tu nie uwielbiać?;-)
wtorek, 10 lipca 2012
Prezent.
- Mamo, jak będę miała troje dzieci to ci jedno dam bo ja chcę mieć tylko dwoje - stwierdziła Lenka
zasypiając...
zasypiając...
Podział królestwa.
- Mamo, mogę ja rządzić w ogrodzie?
- A ja gdzie?
- Ty w domu.
- Ok, a tata?
- Hm, tata...nie wiem, mamo, może w kopalni?
- Ale tata nie ma kopalni!
- No właśnie mamo!
- A ja gdzie?
- Ty w domu.
- Ok, a tata?
- Hm, tata...nie wiem, mamo, może w kopalni?
- Ale tata nie ma kopalni!
- No właśnie mamo!
czwartek, 5 lipca 2012
Dziennik podróży.
Z Trzewikiem każda podróż, nawet ta do Zabrza, nabiera smaku, ryzyka...
Kilka dni temu usłyszałam:
- Merry, zarezerwuj hotel w mieście Iks.
- Ok.
Zarezerwowałam.
Po czym okazało się, że są dwa miasta Iks.
A to, w którym mamy zarezerwowany hotel, leży ... 400km od naszego punktu docelowego.
Nic to. Norma. Drobiazg.
Dało się wycofać bezpłatnie rezerwację.
Zatem ruszyliśmy do Pragi, bo taki był pierwszy punkt naszej podróży.
Podróż była bardzo burzliwa. Gradowa!
No i w Pradze właśnie okazało się, że jednak jesteśmy wieśniakami.
Wieśniakami z wyboru.
Że nie bawią nas zatłoczone, hałaśliwe miasta.
Że nie bawią nas zatłoczone knajpy.
Że tęsknimy za zielenią.
Na pewno Praga ma swój urok. na pewno można go odkryć wędrując starym miastem o trzeciej nad ranem.
My trafiliśmy w szczyt sezonu turystycznego, w dziki tłum ludzi i samochodów.
To nie o to chodziło nam.
Następnie odwiedziliśmy urocze niemieckie miasteczko.
Małe, ciche, spokojne, pachnące lipami.
Chodziliśmy po nim chłonąc spokój i obiad.
I lody.
I ciastka.
I burzę.
Burza towarzyszyła nam w jedną i drugą stronę.
I grad. Tak mocny, że obawialiśmy się o szybę w yeti.
Zdecydowanie lubię podróże służbowe Trzewika;-)
Kilka dni temu usłyszałam:
- Merry, zarezerwuj hotel w mieście Iks.
- Ok.
Zarezerwowałam.
Po czym okazało się, że są dwa miasta Iks.
A to, w którym mamy zarezerwowany hotel, leży ... 400km od naszego punktu docelowego.
Nic to. Norma. Drobiazg.
Dało się wycofać bezpłatnie rezerwację.
Zatem ruszyliśmy do Pragi, bo taki był pierwszy punkt naszej podróży.
Podróż była bardzo burzliwa. Gradowa!
No i w Pradze właśnie okazało się, że jednak jesteśmy wieśniakami.
Wieśniakami z wyboru.
Że nie bawią nas zatłoczone, hałaśliwe miasta.
Że nie bawią nas zatłoczone knajpy.
Że tęsknimy za zielenią.
Na pewno Praga ma swój urok. na pewno można go odkryć wędrując starym miastem o trzeciej nad ranem.
My trafiliśmy w szczyt sezonu turystycznego, w dziki tłum ludzi i samochodów.
To nie o to chodziło nam.
Następnie odwiedziliśmy urocze niemieckie miasteczko.
Małe, ciche, spokojne, pachnące lipami.
Chodziliśmy po nim chłonąc spokój i obiad.
I lody.
I ciastka.
I burzę.
Burza towarzyszyła nam w jedną i drugą stronę.
I grad. Tak mocny, że obawialiśmy się o szybę w yeti.
Zdecydowanie lubię podróże służbowe Trzewika;-)
niedziela, 1 lipca 2012
Patologia czegośtam.
Wyrwałam się na weekend z Leną do Mongi.
Na Tichu.
Żeby osłabić moją kondycję, Monga przeciągnęła mnie przez pół Wrocławia w niesamowitym upale. na taki tam miejski spacerek. Że niby gdzieś tam rzeka płynie.
Ostatnie 20km niosłam Lenę na karku bo opadła z sił...
Następnie nadszedł był wieczór wściekle upalny.
I Tichu...
Ależ przegraliśmy z Grzechem w to Tichu.
Ależ strasznie.
Że aż brak słów, żeby to opisać.
W tym Wrocławiu nic a nic gościnni nie są.
Jedziesz i dostajesz łomot.
ZA NIC!!!!
Za dwa tygodnie rewanż...
A dzieci nasze w czasie Tichu spędzały upojny wieczór i noc oglądając co się da i gdzie się da, nikt nie zwracał uwagi.
Cicho sza....
Na Tichu.
Żeby osłabić moją kondycję, Monga przeciągnęła mnie przez pół Wrocławia w niesamowitym upale. na taki tam miejski spacerek. Że niby gdzieś tam rzeka płynie.
Ostatnie 20km niosłam Lenę na karku bo opadła z sił...
Następnie nadszedł był wieczór wściekle upalny.
I Tichu...
Ależ przegraliśmy z Grzechem w to Tichu.
Ależ strasznie.
Że aż brak słów, żeby to opisać.
W tym Wrocławiu nic a nic gościnni nie są.
Jedziesz i dostajesz łomot.
ZA NIC!!!!
Za dwa tygodnie rewanż...
A dzieci nasze w czasie Tichu spędzały upojny wieczór i noc oglądając co się da i gdzie się da, nikt nie zwracał uwagi.
Cicho sza....
Subskrybuj:
Posty (Atom)