Minął rok od mojego ostatniego wypadu na narty.
Właśnie siedzę na schodach, tylko tu mam zasięg sieci.
Pół piętra wyżej dzieci roztrząsają koligacje nasze rodzinne, sądząc, że ich nie słyszę.
Rok temu mróz wykończył nam samochody.
A schody wykończyły Grześka.
W tym roku mrozu nie ma, jest odwilż.
Ale Grzesiek bez zmian. Już po pierwszym dniu został wsadzony w gips.
Nie, nie tak na wszelki wypadek. I nie żeby tradycji stało sie zadość.
Ot tak jakoś snowbordziste spotkał na drodze. A narciarze i snowbordzisci sie nie lubią.
Od słowa do słowa, od kolana do kolana, wiązadła sie pourywały. Cokolwiek to jest.
Cdn...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz