Powrót do domu nastąpił.
Nie za szybko, w życiu nie widziałam tak dziurawych dróg jak na Słowacji.
No i do tych dziur mają ograniczenie prędkości do 50 km/h. Taka ironia.
Bo nawet się tej prędkości przekroczyć nie da nie ryzykując utraty zawieszenia.
Spędziłam pięć upojnych dni na stoku, Lenka uczyła się jeździć. Uczyła się w Dzień Pierwszy.
W Dzień Drugi już śmigała samodzielnie i trudno ją było dogonić momentami.
Skąd u dzieci to umiłowanie szybkości?!
Nina olała mnie już w pierwszy dzień i jeździła z resztą ekipy po normalnych stokach, oznaczonych kolorem czerwonym a nie niebieskim.
Sonia spędziła miło czas na czytaniu i graniu, odmawiając zdecydowanie założenia nart.
Wieczorami zasiadaliśmy przy suto czipsami i serkami zastawionym stole.
Kurde, schudnąć się nie dało.
Szkoda, że już się skończyło. Że na następne narty musimy czekać rok.
Istnieje obawa, że jeżeli nie zmienię nart i nie poprawię techniki jazdy to za rok mogę zostać olana również przez Lenkę i pozostawiona na niebieskich trasach.
A w domu...
A w domu był sobie stęskniony Trzewik. Który wysyłał mi zdjęcia domowe, usiłując zmusić nas do wcześniejszego powrotu.
Wysłał mi nawet zdjęcie Juka... Serce mi drgnęło, muszę przyznać. Juke został w domu bo nie posiada bagażnika na narty;(
I została też Furia. I Belka. I Gina. I Rufi. I myszoskoczki. i żółwie.
Ktoś mi może wyjaśnić, czemu trafiają nam się takie zwariowane zwierzęta? I nie mam na myśli żółwi. Czemu kot Tycjanów przytula się do nich miło a nasza Furia atakuje Belkę?
Czemu kot rzuca się na psa?!
Czemu kot kąpie się w toalecie?
Czemu....
Czemu?!
Ukłony szacunku dla Leny! :)
OdpowiedzUsuńa dla mnie? a dla mnie?! uczylam ja ! taka zdolna jestem;-D
OdpowiedzUsuńdla Ciebie też, za to że nadążyłaś za nią potem z kamerą ;)
OdpowiedzUsuńDziekuje;-)
OdpowiedzUsuń