sobota, 16 lutego 2013

Powrót do domu.






Powrót do domu nastąpił.

Nie za szybko, w życiu nie widziałam tak dziurawych dróg jak na Słowacji.

No i do tych dziur mają ograniczenie prędkości do 50 km/h. Taka ironia.

Bo nawet się tej prędkości przekroczyć nie da nie ryzykując utraty zawieszenia.

Spędziłam pięć upojnych dni na stoku, Lenka uczyła się jeździć. Uczyła się w Dzień Pierwszy.

W Dzień Drugi już śmigała samodzielnie i trudno ją było dogonić momentami.

Skąd u dzieci to umiłowanie szybkości?!

Nina olała mnie już w pierwszy dzień i jeździła z resztą ekipy po normalnych stokach, oznaczonych kolorem czerwonym a nie niebieskim.

Sonia spędziła miło czas na czytaniu i graniu, odmawiając zdecydowanie założenia nart.

Wieczorami zasiadaliśmy przy suto czipsami i serkami zastawionym stole.

Kurde, schudnąć się nie dało.

Szkoda, że już się skończyło. Że na następne narty musimy czekać rok.

Istnieje obawa, że jeżeli nie zmienię nart i nie poprawię techniki jazdy to za rok mogę zostać olana również przez Lenkę i pozostawiona na niebieskich trasach.

A w domu...

A w domu był sobie stęskniony Trzewik. Który wysyłał mi zdjęcia domowe, usiłując zmusić nas do wcześniejszego powrotu.

Wysłał mi nawet zdjęcie Juka... Serce mi drgnęło, muszę przyznać. Juke został w domu bo nie posiada bagażnika na narty;(

I została też Furia. I Belka. I Gina. I Rufi. I myszoskoczki. i żółwie.

Ktoś mi może wyjaśnić, czemu trafiają nam się takie zwariowane zwierzęta? I nie mam na myśli żółwi. Czemu kot Tycjanów przytula się do nich miło a nasza Furia atakuje Belkę?

Czemu kot rzuca się na psa?!

Czemu kot kąpie się w toalecie?

Czemu....

Czemu?!






4 komentarze: