sobota, 12 stycznia 2013

Merry chodź, gramy.

Biegam sobie po domu czyniąc porządek, który przeradza się w szybkim tempie w bałagan.

Czytam w spokoju - pokoju książkę.

Wracam ze spaceru ledwo coś widząc przez zaparowane okulary.

Nie znam dnia ni godziny, gdy usłyszę:

"Chodź Merry, gramy".

- Chodź, przestań biegać bez sensu, gramy.

- W co? Bo może mi się nie chce?

- Oj, no w grę taką, chodź. Nie w Zombiaki, nie bój się.

- Ok.

Siadam.

Wczoraj na stole wylądował Ares Project.

Lubie karcianki. Zdecydowanie wolę karcianki od plansz.

Ale żeby grać jednak warto znać reguły.

Zostały mi one zatem wyjaśnione w skrócie. Jak się okazało, w dużym skrócie.

Gramy.

Po pierwszej rozgrywce gra przypomina przekładańca. Przekładamy karty z jednego stosu na stół, udając, że się zbroimy. Że zatrudniamy wojsko.

Jakoś słabo to wygląda więc Trzewik stwierdza :

- Ok, doczytam reguły.

Doczytywał przez pół soboty. Wieczorem, gdy już przegrałam walkę z Leną z wynikiem 2:0 ( nie zasnęła sama ani w swoim łóżku) nadejszła ta chwila gdy słyszę :

- Już wiem wszystko, gramy.

No i  jak to bywa, podczas gry dowiedziałam się w dosyć kluczowych dla mnie momentach, jak się zdobywa VP. Tzn jak się nie zdobywa.

I jak TO AKURAT działa.

Nie wygrałam.

Ale grałam ostatnio w Tzlokina. I pomimo, że nie wygrałam to trochę pamiętam reguły. Trochę na tyle, żeby zagrać z Trzewikiem. I się nareszcie, po tych wszystkich latach odgryźć. Ale czyż zemsta nie jest rozkoszą bogów?

Muszę to przemyśleć.

A na razie dopijam kawę oglądając Spektakl Jednego Kota Zwanego Śnieżką.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz