Stało się.
Trzewik zakupił sobie Swojego Własnego Ipada.
Tak, miał oczywiście zakaz używania mojego.
Nie bez powodu oczywiście.
Komputery go nie lubią i już.
Jego iphone, podłączony do stacji dokującej samodzielnie steruje naszym radiem, włącza i wyłącza podcasty.
Moja komórka w tym czasie milczy zestresowana.
Już w drugim dniu użytkowania ipada Trzewik odezwał się do mnie w te słowa:
- Merry, zadzwoń na linie appla, mam tu jakiś konflikt.
Następnie zakupił sobie smart cover'a. Taką okładkę, która dzięki magnesom włącza i wyłacza urządzenia zaraz po otwarciu.
Oczywiście smart cover jest tak bardzo smart, że z Trzewikiem nie działa.
Ot, wyższa technologia.
A tydzień temu, w sobotę rano, gdy uganiałam się po Tesco za czymś do jedzenia, Mój Ulubiony Mąż dzwoni do mnie w te słowa:
- Gdzie jesteś, pracować nie mogę, sieci nie mam!
Wracam zatem w te pędy!
Sieć to ważna sprawa.
Zaczynam rozmawiać z lapkiem Trzewika, a on twierdzi, że Trzewik mu kartę odłączył. Sieciową.
Zatem pytam:
- Kochanie, czy coś tu grzebałeś?
- No, coś tam przyciskałem różnego, a co?
- A nic...
I tak średnio raz w miesiącu.
Mój ipad odetchnął z ulgą.
Już śpi spokojnie.
Coś tam pogadał z Nowym.
Coś się pośmiali razem...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz