Wczoraj na ulicy spotkałam samochód z napisem Wojtke.
Panowie się błąkali bo nie potrafili nru znaleźć.
Dorwałam ich i zaprosiłam na działkę.
Wyciągnęli metr, wytargali z auta stojak i takie coś do pomiaru, czego używają geodeci.
Zmierzyli.
Drżącym głosem zapytałam:
- I jak,ok?
A pan mierzący na to:
- Ok,ok, 2cm różnicy, wbije się klina i już
- Klina?!
- No,klina.
I mam teraz klina zabitego.
Ale dzisiaj zadzwoniła pani z Wojtke i powiedziała, ze fundament bardzo porządny i równy.
Yuppi.
Jutro kładą papę.
Dzisiaj przyjeżdża pan od szamba.
Jutro pan od gazu.
Kafelkarz nic nie obiecuje ale może da rade w lipcu...
A 13 lipca...
środa, 29 czerwca 2011
poniedziałek, 27 czerwca 2011
Wojtke w Trzewiczkowie.
Ponieważ akurat czekamy i czekamy i niby nic się nie dzieje więc ...
Miałam dzisiaj dostarczyć do firmy Wojtke plan domu z naniesionymi włącznikami światła, potocznie zwanymi pstryczkami;-)
Wczoraj naniosłam.
Mazakiem.
W nocy obudziłam się z dziką myślą, że przecież ja muszę mieć też gniazdka!
I to takie z prądem.
Nie dla kanarka.
Zatem rano, warcząc na całą rodzinę, która akurat zorganizowała sobie konkurs na głupie pytania, zaczęłam nanosić owe gniazdka na plan.
Z pełną świadomością, że wszystko i tak będzie na mnie...
Całe szczęście, że firma Wojtke to duża ekipa baaaardzo sympatycznych ludzi.
Wszystkim, którzy marzą o drewnianym, szkieletowym domu - polecam.
niedziela, 26 czerwca 2011
Starania o kredyt, cz. 1 [GOŚCINNIE W TRZEWICZKOWIE WPIS TRZEWIKA!]
Skompletowaliśmy wszystkie dokumenty, przekazaliśmy je doradcy kredytowemu i nastąpił okres oczekiwania. "Z takimi dochodami nie powinno być żadnych problemów, proszę czekać w spokoju na decyzję", powiedział z uśmiechem doradca. Jak się miało okazać, psinco wiedział o problemach. I psinco też wiedział o braku problemów...
- Panie Ignacy, wystąpił drobny problem. – dzwoni pewnego dnia doradca – Wyskoczyło nam tutaj, że widnieje pan w Międzybankowym Rejestrze Dłużników.
- To niemożliwe. - odpowiadam - W zeszłym miesiącu kupowałem sprzęt komputerowy w leasingu, był sprawdzony BIK, jestem czysty jak łza.
- Nie chodzi o BIK, ale o Międzybankowy Rejestr, to jest taka wewnętrzna baza, którą mają banki, widnieje pan tam jako dłużnik banku PKO. Może pan tam pójść i to wyjaśnić?
- Oczywiście, mogę. - odpowiedziałem. Ani nie wiedziałem co to jest Międzybankowy Rejestr Dłużników, ani nie miałem konta w PKO, ale wyjaśnić trzeba było.
W banku PKO dowiedziałem się, że posiadam konto w banku PKO. Była to interesująca informacja. Co więcej, mam tam zadłużenie w wysokości 132 złotych.
- Przecież zrezygnowałem przed kilku laty z państwa usług i od dawna mam konto w BPH. - tłumaczę.
- A czy złożył pan u nas pismo o zamknięcie konta? - pyta podchwytliwie pani.
- Nie, mój nowy bank, bank BPH miał się tym zająć. Gdy podpisywałem umowę, powiedzieli, że zajmą się wszystkimi procedurami.
- Oj, nie, nie mogą. Oni nie mogą. Na mocy ustawy to pan musi złożyć pismo, że zamyka pan konto, oni nie mogą w pana imieniu.
- Czyli od tych prawie czterech lat mam u Państwa konto, o którym nic nie wiem?
- Tak, ma pan u nas konto. Zadłużenie wynosi 132 złote.
- Dlaczego nikt się ze mną nie kontaktował?
- Nie wiem.
- Pobieraliście państwo od kilku lat opłatę za prowadzenie konta, z którego nie korzystałem i w końcu za ten debet wpisaliście mnie na listę dłużników? Świetnie.
- A nie, w rejestrze jest pan z innego powodu. Sprawa zadłużenia na pana koncie jeszcze nie trafiła do windykacji.
- To z jakiego powodu wpisaliście mnie do tego rejestru?!
- Nie wiem. Musi się pan udać do działu windykacji. To jest w budynku przy placu Piłsudskiego.
Poszedłem zatem do budynku przy placu Piłsudskiego, spotkałem nową panią i zaczęło się kolejne śledztwo.
- Został pan wpisany do Międzybankowego Rejestru Dłużników z powodu karty. Ma pan u nas kartę?
- Kilka lat temu miałem u was kartę, ale zrezygnowałem z waszych usług i już jej nie mam.
- Zaraz sprawdzimy wszystko. - powiedziała pani i zaczęła mnie wirtualnie skanować. Okazało się, że miałem kartę, że miałem na niej zadłużenie 3,28 zł, że z powodu tego zadłużenia wpisano mnie do rejestru, że faktycznie to zadłużenie zostało kiedyś tam spłacone, i że mimo wszystko jestem wciąż dłużnikiem.
- O co chodzi? - pytam.
- Wciąż jest zadłużenie.
- Przecież spłaciłem te 3,28 zł.
- Jest jeszcze 1 grosz zadłużenia.
- Jestem państwu winny 1 grosz?
- Tak.
- I z tego powodu nie wykreśliliście mnie z Rejestru?
- Tak.
- Chce mi pani powiedzieć, że wpisaliście mnie do rejestru za zadłużenie na karcie 3,28 zł i nie wymazaliście mnie z niego bo pozostało 1 grosz i mam wstrzymany z tego powodu kredyt hipoteczny na dom?
- Na to wygląda o ile patrzę w historię pana w naszym systemie.
- I co teraz?
- Musi pan spłacić ten 1 grosz i złożyć pismo z prośbą o wykreślenie z rejestru.
Wróciłem do banku. Zapłaciłem 132 złote za konto i je zamknąłem. Następnie zapłaciłem 1 grosz długu na karcie. Następnie złożyłem pismo z prośbą o wykreślenie mnie z rejestru.
Wydawało się, że to koniec przygody. Cóż, był to jednak dopiero początek... c.d.n.
- Panie Ignacy, wystąpił drobny problem. – dzwoni pewnego dnia doradca – Wyskoczyło nam tutaj, że widnieje pan w Międzybankowym Rejestrze Dłużników.
- To niemożliwe. - odpowiadam - W zeszłym miesiącu kupowałem sprzęt komputerowy w leasingu, był sprawdzony BIK, jestem czysty jak łza.
- Nie chodzi o BIK, ale o Międzybankowy Rejestr, to jest taka wewnętrzna baza, którą mają banki, widnieje pan tam jako dłużnik banku PKO. Może pan tam pójść i to wyjaśnić?
- Oczywiście, mogę. - odpowiedziałem. Ani nie wiedziałem co to jest Międzybankowy Rejestr Dłużników, ani nie miałem konta w PKO, ale wyjaśnić trzeba było.
W banku PKO dowiedziałem się, że posiadam konto w banku PKO. Była to interesująca informacja. Co więcej, mam tam zadłużenie w wysokości 132 złotych.
- Przecież zrezygnowałem przed kilku laty z państwa usług i od dawna mam konto w BPH. - tłumaczę.
- A czy złożył pan u nas pismo o zamknięcie konta? - pyta podchwytliwie pani.
- Nie, mój nowy bank, bank BPH miał się tym zająć. Gdy podpisywałem umowę, powiedzieli, że zajmą się wszystkimi procedurami.
- Oj, nie, nie mogą. Oni nie mogą. Na mocy ustawy to pan musi złożyć pismo, że zamyka pan konto, oni nie mogą w pana imieniu.
- Czyli od tych prawie czterech lat mam u Państwa konto, o którym nic nie wiem?
- Tak, ma pan u nas konto. Zadłużenie wynosi 132 złote.
- Dlaczego nikt się ze mną nie kontaktował?
- Nie wiem.
- Pobieraliście państwo od kilku lat opłatę za prowadzenie konta, z którego nie korzystałem i w końcu za ten debet wpisaliście mnie na listę dłużników? Świetnie.
- A nie, w rejestrze jest pan z innego powodu. Sprawa zadłużenia na pana koncie jeszcze nie trafiła do windykacji.
- To z jakiego powodu wpisaliście mnie do tego rejestru?!
- Nie wiem. Musi się pan udać do działu windykacji. To jest w budynku przy placu Piłsudskiego.
Poszedłem zatem do budynku przy placu Piłsudskiego, spotkałem nową panią i zaczęło się kolejne śledztwo.
- Został pan wpisany do Międzybankowego Rejestru Dłużników z powodu karty. Ma pan u nas kartę?
- Kilka lat temu miałem u was kartę, ale zrezygnowałem z waszych usług i już jej nie mam.
- Zaraz sprawdzimy wszystko. - powiedziała pani i zaczęła mnie wirtualnie skanować. Okazało się, że miałem kartę, że miałem na niej zadłużenie 3,28 zł, że z powodu tego zadłużenia wpisano mnie do rejestru, że faktycznie to zadłużenie zostało kiedyś tam spłacone, i że mimo wszystko jestem wciąż dłużnikiem.
- O co chodzi? - pytam.
- Wciąż jest zadłużenie.
- Przecież spłaciłem te 3,28 zł.
- Jest jeszcze 1 grosz zadłużenia.
- Jestem państwu winny 1 grosz?
- Tak.
- I z tego powodu nie wykreśliliście mnie z Rejestru?
- Tak.
- Chce mi pani powiedzieć, że wpisaliście mnie do rejestru za zadłużenie na karcie 3,28 zł i nie wymazaliście mnie z niego bo pozostało 1 grosz i mam wstrzymany z tego powodu kredyt hipoteczny na dom?
- Na to wygląda o ile patrzę w historię pana w naszym systemie.
- I co teraz?
- Musi pan spłacić ten 1 grosz i złożyć pismo z prośbą o wykreślenie z rejestru.
Wróciłem do banku. Zapłaciłem 132 złote za konto i je zamknąłem. Następnie zapłaciłem 1 grosz długu na karcie. Następnie złożyłem pismo z prośbą o wykreślenie mnie z rejestru.
Wydawało się, że to koniec przygody. Cóż, był to jednak dopiero początek... c.d.n.
środa, 22 czerwca 2011
Czekając na dom.
Jest duża szansa, że dom przywiozą 13 lipca.
Czekamy.
Powinnam chyba biegać po sklepach szukając kafli, drzwi, wanny, klamek (klamek?!- w życiu nie kupiłam klamki).
Czekając zerkam w pamiętnikozeszyt.
A tam ciąg dalszy moich przemyśleń na temat gier w życiu i użyciu:
Hysteric coach
Hysteric coach to nic innego jak wyprawa z dziećmi do sklepu. Każde z dzieci ma swoje imię, dzieci są na tyle duże, że powinny się z tym imieniem oswoić. Ale cóż, nie reagują. Każdemu z nich trzeba wydać polecenie, i poustawiać, a ja nie wiem, jak tego dokonać. Kto był w sklepie z czwórką dzieci, wie, o czym mowa. Kto nie posiada takiej ilości potomstwa (przecież nie wszyscy ludzie są pomyleni), niech zagra w Hysteric coach....
Zlot czarownic
Myślę, że w szybkim czasie do perfekcji opanuję grę w Wiedźmy. Jednym rzutem oka muszę co chwilę oceniać, czy ilość zabawek w otoczeniu Leny jest taka sama jak przed paroma minutami. Czy też udało jej się coś zjeść.
Wybraliśmy się w góry... dnia pewnego.
I nagle, nagle pada pytanie "Ile ty masz w zasadzie lat?"(pyta mnie o to średnio co trzy miesiące, pewnie z nadzieją, że przy którymś pytaniu w końcu odmłodnieję).
Hm, walić od razu w ryj czy najpierw odpowiedzieć?
Chyba odpowiem, żeby nie robić scen w schronisku.
Siedzimy grzecznie na ławeczce. Wokół nas emeryci, średnia wieku coś około 60. Gnatek poszedł wydać nasze ostatnie 7 zł na herbatę. Tuż za mną jakaś dystyngowana pani twierdzi, że żal umierać.
Z prawej strony jakiś AA zwierza się pewnej pani, która nie jest AA, która ma bardzo ochotę na piwo, ale jak tak pić piwo przy AA?!
Jest!
Jest herbata.
Tyle, że ja nie lubię herbaty.
I nie jestem AA.
A też nie.
Wolałabym piwo.
Wypiliśmy herbatę.
Zabrakło nam na parking, żeby wydostać auto z rąk agresywnego górala. Mkniemy do bankomatu. Odległego. W górach chyba nie wszystko jest jednak święte. Wszędzie jest dosyć daleko i cholera, pod górkę.
Nieważne.
Ważne, że pojechaliśmy w góry cieszyć się życiem, pograć, podładować akumulatorki. Nieważne, że zapomnieliśmy wziąć jedzenie. I że nie dało się w schronisku płacić kartą.
Co tam. Głodówka oczyszcza.
Siedzimy grzecznie na ławeczce. Wokół nas emeryci, średnia wieku coś około 60.
Czekamy.
Powinnam chyba biegać po sklepach szukając kafli, drzwi, wanny, klamek (klamek?!- w życiu nie kupiłam klamki).
Czekając zerkam w pamiętnikozeszyt.
A tam ciąg dalszy moich przemyśleń na temat gier w życiu i użyciu:
Hysteric coach
Hysteric coach to nic innego jak wyprawa z dziećmi do sklepu. Każde z dzieci ma swoje imię, dzieci są na tyle duże, że powinny się z tym imieniem oswoić. Ale cóż, nie reagują. Każdemu z nich trzeba wydać polecenie, i poustawiać, a ja nie wiem, jak tego dokonać. Kto był w sklepie z czwórką dzieci, wie, o czym mowa. Kto nie posiada takiej ilości potomstwa (przecież nie wszyscy ludzie są pomyleni), niech zagra w Hysteric coach....
Zlot czarownic
Myślę, że w szybkim czasie do perfekcji opanuję grę w Wiedźmy. Jednym rzutem oka muszę co chwilę oceniać, czy ilość zabawek w otoczeniu Leny jest taka sama jak przed paroma minutami. Czy też udało jej się coś zjeść.
Wybraliśmy się w góry... dnia pewnego.
I nagle, nagle pada pytanie "Ile ty masz w zasadzie lat?"(pyta mnie o to średnio co trzy miesiące, pewnie z nadzieją, że przy którymś pytaniu w końcu odmłodnieję).
Hm, walić od razu w ryj czy najpierw odpowiedzieć?
Chyba odpowiem, żeby nie robić scen w schronisku.
Siedzimy grzecznie na ławeczce. Wokół nas emeryci, średnia wieku coś około 60. Gnatek poszedł wydać nasze ostatnie 7 zł na herbatę. Tuż za mną jakaś dystyngowana pani twierdzi, że żal umierać.
Z prawej strony jakiś AA zwierza się pewnej pani, która nie jest AA, która ma bardzo ochotę na piwo, ale jak tak pić piwo przy AA?!
Jest!
Jest herbata.
Tyle, że ja nie lubię herbaty.
I nie jestem AA.
A też nie.
Wolałabym piwo.
Wypiliśmy herbatę.
Zabrakło nam na parking, żeby wydostać auto z rąk agresywnego górala. Mkniemy do bankomatu. Odległego. W górach chyba nie wszystko jest jednak święte. Wszędzie jest dosyć daleko i cholera, pod górkę.
Nieważne.
Ważne, że pojechaliśmy w góry cieszyć się życiem, pograć, podładować akumulatorki. Nieważne, że zapomnieliśmy wziąć jedzenie. I że nie dało się w schronisku płacić kartą.
Co tam. Głodówka oczyszcza.
Siedzimy grzecznie na ławeczce. Wokół nas emeryci, średnia wieku coś około 60.
czwartek, 16 czerwca 2011
Life goes on.
-Mamo, a moje duplo? - pyta Lenka gdy ją odbieram z przedszkola.
-Lenko, klocki czy batonika zostawiłaś w sali?
-Nie mamo, duplo, takie na koniec od pani z rytmiki, mamo, DUPLOM!
-...
-Lenko, klocki czy batonika zostawiłaś w sali?
-Nie mamo, duplo, takie na koniec od pani z rytmiki, mamo, DUPLOM!
-...
środa, 15 czerwca 2011
Zaalane.
Fundament schnie. Żeby był OK należy go teraz polewać wodą, bo fundament nie może pękać. Ma być prawdziwym twardzielem.
Udało mi się go dosyć skutecznie zalać. Dzieci miały następnie ładnie rozprowadzić miotłą wodę na całej powierzchni fundamentu. Miotła jest jedna, dzieci chętnych do miotły jest trójka plus Belka, więc zadanie nie było proste.
Nie było też proste dlatego, iż Olek wymyślił, że na fundamencie posadzi drzewko i jak pomyślał, tak zrobił. Po chwili na fundamencie była woda oraz drzewko oraz dużo naniesionej ziemi, by drzewko miało minerały.
Olek wnosi na fundament ziemię.
Lena miotłą zmiata ziemię krzycząc, że to jest kupa i śmierdzi.
Olek krzyczy na Lenę, że to nie kupa, tylko minerały.
Lena krzyczy, że ona tu sprząta i zmiata mu ziemię z fundamentu.
Drzewko stoi i się gapi. Rośnie, powoli, cichaczem.
W międzyczasie ciecz z szamba zalała nam nasz ukochany fundament.
Było fuj i strasznie.
Spędziliśmy upojne pół niedzieli z łopatami w garści zasypując rów wokół fundamentu, w którym pojawiła się paskudna ciecz.
(Praca nie ominęła nawet najmłodszych.)
Ekipa z łopatą doradziła, że jak wyciekło, to zasypać i zatka się i pomoże i nie będzie problemu i tak trzeba to zrobić. Tyle że ekipy nie było.
Wszak była to niedziela.
A co dalej?
Czekamy aż nam dom przywiozą i postawią.
I staramy sie wieść normalne w miarę życie chociaż ja się już doczekać nie mogę i dniami i nocami marzę...
"Bo jeśli dom będę miał to będzie bukowy koniecznie, pachnący i słoneczny..."
W ramach obłędu i skrytych marzeń udało mi się przy ogromnej pomocy Mojego Męża zamówić...witraż.
Oczywiście że prawie każdy, komu się tym faktem chwalę zadaje pytanie "Taki z kościoła?!"
Wyjaśniam: nie, nie z kościoła. Czasami mam ochotę tam wrysować pentagram.
Ale na razie szukam pomysłu.
Pisząc tego posta zalałam łazienkę... Bardzo zalałam. Dzieci miały więc tzw. dzień dziecka - poszły spać bez kąpieli. Skoro matka całą wodę bojlerową wylała na podłogę łazienkową...
Udało mi się go dosyć skutecznie zalać. Dzieci miały następnie ładnie rozprowadzić miotłą wodę na całej powierzchni fundamentu. Miotła jest jedna, dzieci chętnych do miotły jest trójka plus Belka, więc zadanie nie było proste.
Nie było też proste dlatego, iż Olek wymyślił, że na fundamencie posadzi drzewko i jak pomyślał, tak zrobił. Po chwili na fundamencie była woda oraz drzewko oraz dużo naniesionej ziemi, by drzewko miało minerały.
Olek wnosi na fundament ziemię.
Lena miotłą zmiata ziemię krzycząc, że to jest kupa i śmierdzi.
Olek krzyczy na Lenę, że to nie kupa, tylko minerały.
Lena krzyczy, że ona tu sprząta i zmiata mu ziemię z fundamentu.
Drzewko stoi i się gapi. Rośnie, powoli, cichaczem.
W międzyczasie ciecz z szamba zalała nam nasz ukochany fundament.
Było fuj i strasznie.
Spędziliśmy upojne pół niedzieli z łopatami w garści zasypując rów wokół fundamentu, w którym pojawiła się paskudna ciecz.
(Praca nie ominęła nawet najmłodszych.)
Ekipa z łopatą doradziła, że jak wyciekło, to zasypać i zatka się i pomoże i nie będzie problemu i tak trzeba to zrobić. Tyle że ekipy nie było.
Wszak była to niedziela.
A co dalej?
Czekamy aż nam dom przywiozą i postawią.
I staramy sie wieść normalne w miarę życie chociaż ja się już doczekać nie mogę i dniami i nocami marzę...
"Bo jeśli dom będę miał to będzie bukowy koniecznie, pachnący i słoneczny..."
W ramach obłędu i skrytych marzeń udało mi się przy ogromnej pomocy Mojego Męża zamówić...witraż.
Oczywiście że prawie każdy, komu się tym faktem chwalę zadaje pytanie "Taki z kościoła?!"
Wyjaśniam: nie, nie z kościoła. Czasami mam ochotę tam wrysować pentagram.
Ale na razie szukam pomysłu.
Pisząc tego posta zalałam łazienkę... Bardzo zalałam. Dzieci miały więc tzw. dzień dziecka - poszły spać bez kąpieli. Skoro matka całą wodę bojlerową wylała na podłogę łazienkową...
środa, 8 czerwca 2011
Grucha gołąb.
Z powodu pobytu w pracy nie widziałam gruchy.
I na dodatek nikt temu wydarzeniu nie zrobił zdjęcia.
Jakoś nie miałam odwagi zadzwonić do firmy u której kupowałam beton, z uprzejmą prośbą o fotę...
Ale za to po powrocie z pracy zastałam stan widoczny na zdjęciu.
Tarram.
Fundament gotowy.
A ja oczywiście nie mam pojęcia, co dalej.
Coś tam dzisiaj była mowa o papie jakośtamzgrzewalnej...
Wygooglam oczywiście.
Wiem tylko,że ma przyjechać ekipa, która zmierzy fundament, czy nadaje się pod dom.
Jestem strasznie ciekawa, czym to będą mierzyć.
Z powodu rozłożenia płotu na fragmety niespójne jestem zmuszona do częstych spacerów z jednym z moich psów - Rufkiem.
Rufek ma cechę charakteru uniemożliwiającą mu bieganie tzw luzem po wsi - łapie wszystko,co się rusza i nie zdąży uciec.
Zatem do dwóch etatów, czwórki dzieci, budowy domu doszły mi częste spacery z psem wielkości kucyka.
Oto Rufek:
I na dodatek nikt temu wydarzeniu nie zrobił zdjęcia.
Jakoś nie miałam odwagi zadzwonić do firmy u której kupowałam beton, z uprzejmą prośbą o fotę...
Ale za to po powrocie z pracy zastałam stan widoczny na zdjęciu.
Tarram.
Fundament gotowy.
A ja oczywiście nie mam pojęcia, co dalej.
Coś tam dzisiaj była mowa o papie jakośtamzgrzewalnej...
Wygooglam oczywiście.
Wiem tylko,że ma przyjechać ekipa, która zmierzy fundament, czy nadaje się pod dom.
Jestem strasznie ciekawa, czym to będą mierzyć.
Z powodu rozłożenia płotu na fragmety niespójne jestem zmuszona do częstych spacerów z jednym z moich psów - Rufkiem.
Rufek ma cechę charakteru uniemożliwiającą mu bieganie tzw luzem po wsi - łapie wszystko,co się rusza i nie zdąży uciec.
Zatem do dwóch etatów, czwórki dzieci, budowy domu doszły mi częste spacery z psem wielkości kucyka.
Oto Rufek:
wtorek, 7 czerwca 2011
Idzie burza, jedzie grucha.
Burza idzie dzisiaj.
Grucha jutro.
Ta z pompą.
Szkoda, że akurat w pracy być muszę.
Wspominkowo - ciąg dalszy :
"Siedzie sobie toto przed kompem i świata nie widzi.
Oko błędne, włos (w zaniku) rozczochrany.
Niby inteligentny.
Ale małe okienko, mały ekranik, rozum odbiera, wsysa.
No bo jak wytłumaczyć, że mówisz coś do Tego Swojego Naj a on tylko uśmiecha się głupawo?
Co sprytniejsi uśmiechają się uśmiechem pt:
"ależ tak, kochanie".
Ale taki oto osobnik gardzi i szydzi z kobiety, która ogląda film biegając po mieszkaniu i , prostaczka jedna, nawet muzy w filmie nie słyszy!
I czemu taki oto facet nie doceni,że owa "baba" ogląda z nim COKOLWIEK,
a często jest to poniżej definicji słowa "cokolwiek"...
Że dusi w sobie komentarze patrząc na cudownego bohatera filmu, który jest taki piękny, taki bogaty i .....nieśmiertelny.
A takiego żadna rozsądna kobieta nie chce.
Grucha jutro.
Ta z pompą.
Szkoda, że akurat w pracy być muszę.
Wspominkowo - ciąg dalszy :
"Siedzie sobie toto przed kompem i świata nie widzi.
Oko błędne, włos (w zaniku) rozczochrany.
Niby inteligentny.
Ale małe okienko, mały ekranik, rozum odbiera, wsysa.
No bo jak wytłumaczyć, że mówisz coś do Tego Swojego Naj a on tylko uśmiecha się głupawo?
Co sprytniejsi uśmiechają się uśmiechem pt:
"ależ tak, kochanie".
Ale taki oto osobnik gardzi i szydzi z kobiety, która ogląda film biegając po mieszkaniu i , prostaczka jedna, nawet muzy w filmie nie słyszy!
I czemu taki oto facet nie doceni,że owa "baba" ogląda z nim COKOLWIEK,
a często jest to poniżej definicji słowa "cokolwiek"...
Że dusi w sobie komentarze patrząc na cudownego bohatera filmu, który jest taki piękny, taki bogaty i .....nieśmiertelny.
A takiego żadna rozsądna kobieta nie chce.
czwartek, 2 czerwca 2011
Kratka.
Fundament ma już kratkę. Kratkę i rury kanalizacyjne. A ja już wiem, jaki mają przekrój takie rury, że rury mają kolanka, i że są na zawsze!
[Na temat bidetu mam się nie wypowiadać - zakaz domowy.]
W przyszłym tygodniu przyjedzie beton.
Odbyłam dzisiaj taką oto rozmowę:
- Dzień dobry, chciałam zamówić beton.
- Dzień dobry, ile?
- Na zalanie fundamentu.
- Aha, a ile?
- Nie wiem, zaraz się dowiem.
[dzwonię więc do mojej ekipy z łopatą i pytam, ile tego betonu. Otóż 13 kubików]
- Witam ponownie, to ja.
- To ile?
- 13 kubików.
- Może być b20?
- Nie mam pojęcia, dowiem się.
[dzwonię do mojej ekipy z łopatą, pytam,jaki beton, może być b20 lub b15]
- To znowu ja. Może być b20 lub b15.
- Dobrze, na kiedy?
- Na środę, na 12.
- OK
- Ile to będzie kosztować?
- Zaraz pani policzę (tamtamatmatmatama)... A ma być z pompą?
- (mam ochotę odpowiedzieć, że z pompą i orkiestrą) Tak, z pompą.
- 3 tys.
- OK,dziękuję, ble ble ble bla bla bla...
Zatem czekamy na pompę...
[Na temat bidetu mam się nie wypowiadać - zakaz domowy.]
W przyszłym tygodniu przyjedzie beton.
Odbyłam dzisiaj taką oto rozmowę:
- Dzień dobry, chciałam zamówić beton.
- Dzień dobry, ile?
- Na zalanie fundamentu.
- Aha, a ile?
- Nie wiem, zaraz się dowiem.
[dzwonię więc do mojej ekipy z łopatą i pytam, ile tego betonu. Otóż 13 kubików]
- Witam ponownie, to ja.
- To ile?
- 13 kubików.
- Może być b20?
- Nie mam pojęcia, dowiem się.
[dzwonię do mojej ekipy z łopatą, pytam,jaki beton, może być b20 lub b15]
- To znowu ja. Może być b20 lub b15.
- Dobrze, na kiedy?
- Na środę, na 12.
- OK
- Ile to będzie kosztować?
- Zaraz pani policzę (tamtamatmatmatama)... A ma być z pompą?
- (mam ochotę odpowiedzieć, że z pompą i orkiestrą) Tak, z pompą.
- 3 tys.
- OK,dziękuję, ble ble ble bla bla bla...
Zatem czekamy na pompę...
Subskrybuj:
Posty (Atom)