W ostatnich tygodniach nasiliło się
wygłaszanie największego suchara w historii polskiej piłki nożnej,
czyli dowcipu o Polakach. Leci on tak: „Polaków czekają 3 mecze:
mecz otwarcia, mecz o wszystko i mecz o honor”. Dowcip ten lat ma
ze dwadzieścia, niestety, osoby mało interesujące się piłką
mają go albo za świeży (bo skąd mogą wiedzieć, że jest
sucharem skoro na co dzień nie siedzą w piłce), albo że ma on
sens.
Sensu on zaś – wyjątkowo w tym roku
– nie ma żadnego. Wszelkie znaki na niebie i ziemi mówią, iż
jest wyjątkowa szansa na to, że Polacy zagrają nieco więcej niż
trzy mecze. Naprawdę. Jednym z powodów, dla których należy w to
wierzyć, jest fakt, że trenerem Polaków jest Franciszek Smuda.
Co to za pan?
Franciszek Smuda to największy
farciarz w historii rodzimego footballu.
W roku 1996, prowadząc Widzew Łódź
w eliminacjach do prestiżowych rozgrywek Ligi Mistrzów trafił na
duńskie Brandby, z którym to Brandby do 89 minuty przegrywał 3:1.
Ale ponieważ Smuda to Smuda, w 89 minucie Widzew strzelił gola i
wczołgał się do Ligi Mistrzów. Ten obłędny mecz przeszedł do
historii polskiego sportu także ze względu na komentatora, któremu
na antenie odbiło, emocje były tak duże, iż facet zupełnie
stracił nad sobą panowanie, wykrzykując kultowe dziś: „Panie
Turku, kończ pan ten mecz. Dlaczego pan jeszcze nie kończy?!”
Polecam obejrzeć – to jedne z najbardziej odjechanych 5 minut w
historii polskiego komentarza sportowego.
Ten sam Franz, rok później, znowu
prowadząc Widzew Łódź rozgrywał ostatni mecz sezonu w Warszawie,
z Legią Warszawa. Jeśli wygra Legia, mistrzem Polski będzie Legia,
jeśli wygra Widzew lub jeśli będzie remis, mistrzem będzie Widzew
Smudy. Jak przebiegał mecz? Jak to zwykle bywa w przypadku Smudy –
Legia wsadziła Widzewowi dwie bramki i do 85 minuty prowadziła dwa
zero. A potem Smuda zrobił czary mary i Widzew władował Legii 3
bramki w ciągu ostatnich pięciu minut meczu i zdobył Mistrza
Polski. Tak, zespoły Smudy grają do końca. I mają farta...
Kilka lat później, kierując już
Lechem Poznań Smuda znowu zrobił czary mary – ponownie walka była
o awans do europejskich pucharów i ponownie wszystko wskazywało na
to, że jest po sprawie i Lech odpadnie... Tyle, że w 120 minucie,
ostatniej minucie dogrywki Rafał Murawski zapakował piłkę do
siatki i wprowadził Lecha do pucharów. A Smuda mógł znowu
pokazać, że w życiu ma farta. Strzelać gola w ostatniej minucie
dogrywki... Takie rzeczy tylko Smuda.
Smuda nie tylko ma farta na boisku,
także poza nim, i by szczególnie nie zanudzać różnymi
historyjkami, skupmy się na najważniejszym – losowaniu grupy
Mistrzostw Europy. Jesteśmy w grupie z Grecją, Rosją, Czechami.
Nie ma słabszych drużyn na tych mistrzostwach. Nie jesteśmy w
korzystnej grupie, nie jesteśmy w dobrej dla nas grupie... Jesteśmy
w wymarzonej grupie. Nie dało się trafić na słabsze drużyny, nie
dało się wylosować lepiej. Mogliśmy trafić na Anglię, Niemców,
Hiszpanów – trafiliśmy na Greków czy Czechów... Cóż więcej
mówić?
Jesteśmy na miesiąc przed
mistrzostwami. I choć nie ośmielę się pisać, że mamy świetny
zespół i duże szanse na awans, na pewno można powiedzieć, że
mamy najbardziej fartownego trenera na świecie. Jeśli będą się
miały dziać cuda, to ze Smudą wydarzą się na pewno...
Sam Smuda jest przez kibiców bardzo
lubiany – za to, że jego zespoły walczą do końca, za to, że
preferuje ofensywny styl gry, za to, że w jego meczach zawsze dużo
się dzieje, traci dwa gole, strzela trzy – są emocje, jest show.
Dodatkowego smaczku dodaje fakt, że
Smuda nie potrafi mówić po polsku, przez długie lata mieszkał i
pracował w Niemczech i to niemiecki jest jego naturalnym językiem.
Zachęcam niedzielnych kibiców, by nie tylko kibicowali Polakom pod
wodzą Smudy, ale by i nie przełączali telewizora, gdy nasz dzielny
trener udziela wywiadu. Zazwyczaj jest to kabaret live.
P.S. Tak naszego trenera wspomina
słynny polski bramkarz, Maciej Szczęsny, z czasów, gdy Franz był
trenerem Widzewa Łódź:
„Wielu ludzi polskiej piłki, jak
chociażby Artur Wichniarek, rozmawia ze Smudą tylko po niemiecku.
Andrzej Grajewski robi to samo, podkreślając, że tego co
selekcjoner mówi po polsku on po prostu nie rozumie. Szczęsny
wspomina:
- Pierwszy mój trening w Widzewie,
dopiero zdążyłem się z nim przywitać, przedstawić. Usiadłem na
skraju ławki rezerwowych. Franek stał za mną i słyszę, jak mówi,
że na treningu zajmiemy się "rzutyma rożnami". Po chwili
poprawia się, że "rzutami rożnyma". Naprzeciwko mnie
siedzi Tomek Łapiński i kręci wąsa. Wiedział, co będzie grane
więc nakrył twarz dresem. Po oczach widziałem, że prawie sika ze
śmiechu - opowiada Szczęsny.
- "Łapa" wprowadzał mnie w
pewną hipnozę, aż w końcu doprowadził mnie do braku kontroli nad
sobą. Zbiegło się to z tym, że Franek postanowił zakończyć
swoje męczarnie. "Będziemy pracować nad rzutyma rożnyma. A
ch... z tym. Zajmiemy się kornerami". Spadłem z ławki.
Leżałem na brzuchu i wyłem, zasłaniając się tylko, żeby głową
nie walnąć w posadzkę. Dusiłem się ze śmiechu, nie mogłem
złapać powietrza. Franek stanął nade mną okrakiem i zasyczał
tak, że zobaczyłem wszystkie jego żyły. "Kurrrrrr...
kurrrrrrr...". Tak się poznaliśmy...”
Mam nadzieję że będzie tak ja było wtedy, gdy niejaki Trzewik - stary RPGowiec i autor nawalanek w rodzaju Zombiaków czy Strongholda postanowił zrobić eurogrę.
OdpowiedzUsuńWidownia spadłą ze stołków wyjąc ze śmiechu...
I co? Pret a Porte to jedna z kilku najlepszych w historii planszówek ekonomicznych eurogier.
I jakby mi koszmarnie nie zwisała piłka nożna kalafiorem to napisałbym - jak Ignaś mógł zrobić świetne euro to nasi kopacze mogą trafić w bramkę (przeciwnika!) po 14 razy w każdym meczu!
dobry tekst Trzewiku :)
OdpowiedzUsuń