czwartek, 24 maja 2012

Obóz treningowy - legia cudzoziemska

Niedzielny kibic, który zasiądzie przed telewizorem podczas Euro, by kibicować Polakom może czuć się mocno zagubiony. W naszej reprezentacji gra sporo piłkarzy, którzy z Polską mają niewiele wspólnego. Dlatego dziś, by niedzielnych kibiców przygotować do wstrząsu przyjrzymy się legii cudzoziemskiej w naszej drużynie.

Wszystko zaczęło się przed laty, gdy trener Jerzy Engel powołał do naszej drużyny Emanuela Olisadebe - wtedy to pierwszy raz w koszulce z orłem na piersi wybiegł na murawę piłkarz, który w Polsce się nie urodził, Polakiem nie był, a w reprezentacji grał dlatego, iż prezydent Kwaśniewski nadał mu (w trybie ekspresowym) polskie obywatelstwo.

Później wydawało się, że pójdzie już z górki, Leo Benhaker powołał do reprezentacji Polski brazylijczyka Rogera, dla którego też zdobył szybciutko polski paszport.

Z górki? Niekoniecznie.

Nasz obecny trener, będąc wtedy kandydatem ledwo na trenera, grzmiał na konkurentów, że tak być nie może, że w drużynie mają grać młodzi piłkarze z Polski a nie obcokrajowcy z naszym paszportem, że jak on zostanie trenerem to żadni brazylijczycy nie będą bronić barw Polski.

Grzmiał i grzmiał. I w końcu został trenerem reprezentacji. I zaczął sprawdzać tych polskich piłkarzy, jednego, drugiego, dziesiątego... Żaden grać nie umiał... Rakiem się Smuda musiał ze swoich postulatów wycofać. Inna sprawa, że wycofał się naprawdę porządnie...

Środek obrony? Damien Perquis, Francuz
Lewa obrona?  Sebastian Boenish, Niemiec
Defensywny pomocnik? Eugen Polansky, Niemiec
Ofensywny pomocnik? Ludovic Obraniak, Francuz

Prawie połowa naszej drużyny to goście, którzy nie wiedzą kto to Reksio czy Bolek i Lolek. Nie wiedzą co to Wigry-3, nie wiedzą co to za adres Alternatywy 4, co to buty Relaxy czy ocet na półce. Wychowali się w Niemczech, we Francji, z Polską mają niewiele wspólnego - ot, jednego z przodków i ot, polski paszport.

Trudno kibicować. Trudno łączyć się enmocjonalnie z Francuzem, czy Niemcem grającymi z orłem na piersi. Trudno krzyczeć z radości, gdy w imieniu Polski gola strzela Francuz. Jak się z nimi emocjonalnie połączyć? Co w nich znaleźć, by uwierzyć, że to nasi walczą?


Ludo Obraniak. Trzeba o nim powiedzieć, że facet ma charakter. Jeśli stereotypowy Francuz kojarzy nam się z jakimś mięczakiem w fatałaszkach, Ludo zdecydowanie nie jest takim typem. Ma faktycznie nieco polskich genów. Ludo jest jednym z pierwszych do bitki. Jeśli tylko któregoś z naszych sfaulują, jeśli tylko na boisku jest gorąco, Ludo pokazuje, że ma nasze, ziomalskie geny. Jest pierwszy na miejscu i nie hamuje się ani trochę, natychmiast dochodzi do przepychanki, starcia. Może i Francuz, ale nasz Francuz, z gigantyczną dziarą na ręce i z sarmackim sercem. Jeśli ktoś będzie z nami zadzierał, Ludo da mu w ryj. Szczerze i po polsku. Oprócz tego gość na szczęście uczył się grać w piłkę we Francji. A to znaczy, że potrafi grać. Miejmy nadzieje, że oprócz rodzimego charakteru, pokaże na Euro też nieco umiejętności piłkarskich.

Damien Perquis. Franc Smuda wypatrzył go gdzieś na boiskach we Francji, że świetny, że załata gigantyczną dziurę w obronie. I powołał go na mecz. Perquis zagrał i zagrał średnio. Nie zna polskiego, więc ni cholery nie mógł się dogadać z kumplami z obrony, szału nie było. Smuda powołał go jeszcze raz, znowu zagrał, znowu tak sobie, wcale nie wyglądał jak zbawienie, dziennikarze już wieszali psy i na nim i na Smudzie. A Smuda swoje, minęło nieco czasu i Smuda znowu powołuje Perquisa. I Perquis o dziwo gra genialnie. Ani pół błędu, wszystko połatane w obronie jak nigdy. O co chodzi, co się dzieje, pytają dziennikarze:
- W tych pierwszych meczach grałem z kontuzją, na blokadach przeciwbólowych.
- Dlaczego pan grał z kontuzją? Dlaczego pan się nie przyznał?!
- Bardzo chciałem zagrać. Gdybym się przyznał, że mam kontuzję, trener nie powołałby mnie do składu...

Jest więc Perquis debilem.

Ma jednak dwie zalety. Naprawdę chce grać i gryźć trawę. I naprawdę umie grać.

Perquis nie umie po polsku, więc na środku obrony mamy Marcina Wasilewskiego (o którym pisałem ostatnio), czyli gościa, który nie umie grać na środku obrony oraz Perquisa, który umie, ale nie zna języka polskiego, więc będzie krzyczał do kumpli na migi, by ustalić kto kogo kryje... Będzie wesoło.

A Eugen Polansky i Sebastian Boenish? Boenish chociaż umie mówić po polsku... Tak jak ja po angielsku...



1 komentarz:

  1. no i widzę, że zaczyna się Euro na poważnie - niby to już drugi felieton, ale ten jakby taki bardziej "nasz"...
    ... a może właśnie nie NASZ, ale o nas i tak po kibicowsku, bo mamy WYGRYWAĆ.

    Dzięki Trzewik, do boju (piłkarze i redaktor serwisu też) :)

    OdpowiedzUsuń