piątek, 27 maja 2011

Wiosenny ciepły deszcz.

Wiosenny deszcz zalał nam zasypany wykop, jest mokro ale wyschnie. W poniedziałek nastąpi ubijanie tego, co wsypali.

W moim zeszycie z 2008 roku znajduję taki oto ciąg dalszy moich przemyśleń:

"Wieczór, szybko sprzątamy ze stołu. Jedyna sytuacja gdy robi to mój mąż.
 Dzieci śpią.


Na stół wędruje plansza...
Zaczyna się tłumaczenie reguł. To idealna chwila, żeby zrobić sobie herbatę, przemyśleć działania na dzień następny... Można oczywiście, i w zasadzie wypada, wysłuchać tłumaczenia reguł. Ale to takie NUDNE!!!


No to gramy.


Najczęściej gram z facetami, jakoś kobiet w naszym gronie mniej chociaż ostatnio przybywa.


Nad planszą trzech spoconych facetów, testosteron unosi się w kuchni, wpada do zupy, która bulga w garnku czekając dnia następnego. Między turami wędruje za mną gdy idę do pokoju sprawdzić, czy Lena śpi lub by ją nakarmić.


Nad planszą gorąco, czasem nawet jakieś przekleństwo poleci. Każdy knuje, kombinuje na siedem ruchów do przodu, myśli jak wygrać.
JAK?!


Wracam z pokoju Leny, mam chwilkę, żeby ocenić sytuację na planszy, zerknąć na twarze grających samców...


Gdy mój mąż jest bliski wygranej, gdy coś knuje, wierci się niespokojnie na krześle, robi miny. Wiem wtedy, że nie ma już czasu na długą grę. Ratuj się kto może. Wtedy cóż, trzeba zagrać. A najlepiej zagrać tak, żeby wygrać.


A wtedy przy stole wybucha awantura - "Grasz jak matoł, nie wiesz, co się dzieje na planszy a wygrywasz!", "To nie jest gra losowa, tu trzeba myśleć!" itd. itp., oczywiście.


Gra planszowa - Nasza codzienność domowa. W swojej turze mam kilka rzeczy do wykonania - iść do pracy, zrobić obiad, nakarmić rodzinę, rzut kością i decyzja - film czy prasowanie? Zupa na jutro czy spacer?


Otóż nie jesteśmy chaotyczne, oj nie. To tylko chaos pozorny. Maskujemy się, żeby wygrywać... żeby nie zwariować.


Wieczór, dzieci śpią. Rzucam kością, wypadło mycie naczyń (chyba nie mieliśmy wtedy zmywarki), idę zatem myć. Ale podkusiło mnie, pociągnęłam kartę specjalną - wypadło wieszanie prania. Okazało się, że w swojej turze miałam wyprostować włosy, nie udało się, za karę tracę kolejkę. Uff. Warto było. Będę rozczochrana ale za to sobie poczytam przeczekując kolejkę. O, już nie, ktoś pociągnął kartę "Obudź Lenę"...


Właśnie widzę, że ten wpis miał miejsce tuż przed wyjazdem nad morze. A tam dopiero było wesoło! ;-)

Jest 7.26, domownicy się budzą, pora na kawę.

1 komentarz:

  1. Ja bym chciała żeby gdzieś tu był przycisk "lubię to". Bo naprawdę lubię :)

    OdpowiedzUsuń