Uwielbiam ten wierszyk.
Bardzo trafnie opowiada o tym, jak tydzień pędzi.
Coś około 21.05 przekraczam próg domu naszego nowego.
W sekundę po przekroczeniu progu już tego żałuję.
Wokół stołu ( a stół mamy spory) siedzą lalki. Krzeseł mamy 8, tyleż lalek siedzi.
Reszta leży na stole.
Razem z piłką.
I z salatką z kiwi i szynki - kolacją Leny.
I z misiem.
I z przyklejonymi wszędzie łyżeczkami.
- Mamo, jestem głodna. (nie zamykamy lodówki na klucz)
- Mamo, potrzebuję na jutro papier kolorowy, 2m wstążki, żelatynę i złotą farbę w spreju.
- Mamo, nie mam na jutro spodenek.
- Mamo, jakie kolczyki pasują mi do tej bluzki?
- Mamo, poczytaj mi. (po raz setny bajkę o Flusiu)
- Mamo, myszoskoczki nie mają pokarmu.
- Mamo, swędzi mnie coś.
- Ma...a nie, Merry, oglądamy jakiś film razem? (?!)
Poniedziałek już od wtorku poszukuje kota w worku...
Wtorek środę wziął pod brodę...
kurczę, znam ten wierszyk... w realu.
OdpowiedzUsuńNo to łączę się z Tobą, i z Wami ;), w bólu
:)
i w biegu;-)
OdpowiedzUsuń