piątek, 7 października 2011

Wykańczanie wykańcza.

Gdy miesiąc temu Pan Od Gazu mówił mi, że budowanie domu to luzik w porównaniu z wykańczaniem domu, ubawił mnie setnie.

Leciałam wtedy na pysk, uczyłam się na szybko miliona rzeczy i biegałam po budowie z komórką przy uchu.

Nadszedł czas wykańczania...

Codziennie trzeba coś dokupić.

Codziennie trzeba wykonać kilka telefonów.

Codziennie trzeba dokonać kilku ustaleń.

Codziennie coś wyskakuje, coś się dzieje.

A to furtka, a to płot, a to słupki a to kable,

A to piasek a to lampy.

A to pies a to kot.

Śnią mi się po nocach psy.

Pewnie ze strachu przed inwazją zwierzaków obiecanych dzieciom...

2 komentarze:

  1. No właśnie. Kiedy widziałem twoje beztroskie nastawienie w temacie budowy domu, aż się dziwiłem, że kompletnie się nie przejmujesz tą całą bieganiną, która jest z tym związana. Co tam "dziwiłem", ja cię podziwiałem! "Zuch, dziewczyna" - myślałem i podziwiałem. Jak się okazuje, że to była po prostu nieświadomość! ;-) Zgroza! Ale trzymaj się, to już końcóweczka! Wiecznie budowa trwać nie będzie! ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. To nie byla beztroska! To byla radosc wynikajaca z faktu, ze wreszcie zaczynamy!!!

    OdpowiedzUsuń