poniedziałek, 29 sierpnia 2011

Obiadowa rzecz.

Nie potrafię gotować.

Serio.

Potrawy, które wykonuję są:

- albo dobre acz brzydkie, wręcz paskudne (Mój Mąż ma kilka fotek w swoim smyrfonie moich nader udanych potraw)

- albo ładne acz paskudne w smaku.

Nie wiem,jak osiągnąć cel, który łączyłby obie cechy .

Obawa istnieje, że uzyskam coś brzydkiego i paskudnego niż ładnego i zjadliwego.

Moje dzieci, gdy zaczynam gotować, z lękiem zaglądają do kuchni z pytaniami:

- Co dzisiaj znowu robisz?

- Musimy to jeść?

-Mogę zjeść Gorący Kubek?

Najgorsze jest i tak :

- Co to jest, to w garnku?

Ale nic to.

Konsekwentnie próbuję. Kiedyś się uda.

Ignacy jakoś moje obiady wytrzymuje, pewnie dlatego, że jada je tylko w weekend. Za każdym razem mówiąc:

- Było prawie pyszne.

I robiąc ukradkiem zdjęcie.

Lub dając psu.

Na szczęście mamy labradory, które chłoną wszystko jak odkurzacze.

W ten weekend robiłam tzw mięso Pawła.

Nie mam pojęcie, skąd taka głupia nazwa, dostałam taki przepis i już.

Potrawę robi się z polędwiczek i boczku, cebuli, majeranku, kurkumy, itd itp.

Mam tylko wrażenie, że Ignacy coś podejrzanie chrupał podczas posiłku,

 nie wiedząc chyba, że schrupuje chrząstki z boczku, ble;-)

Ale był dzielny i tak.

Labradory też.


2 komentarze:

  1. No właśnie, dawno zdjęć na blogu nie było. Będą zdjęcia domku czy obiadów?

    OdpowiedzUsuń
  2. Alez Moj Drogi, foty moich obiadow Ty posiadasz, nie odwazysz sie,mam nadzieje;-D a domek? zapraszam na plac budowy;>

    OdpowiedzUsuń