Nie potrafię gotować.
Serio.
Potrawy, które wykonuję są:
- albo dobre acz brzydkie, wręcz paskudne (Mój Mąż ma kilka fotek w swoim smyrfonie moich nader udanych potraw)
- albo ładne acz paskudne w smaku.
Nie wiem,jak osiągnąć cel, który łączyłby obie cechy .
Obawa istnieje, że uzyskam coś brzydkiego i paskudnego niż ładnego i zjadliwego.
Moje dzieci, gdy zaczynam gotować, z lękiem zaglądają do kuchni z pytaniami:
- Co dzisiaj znowu robisz?
- Musimy to jeść?
-Mogę zjeść Gorący Kubek?
Najgorsze jest i tak :
- Co to jest, to w garnku?
Ale nic to.
Konsekwentnie próbuję. Kiedyś się uda.
Ignacy jakoś moje obiady wytrzymuje, pewnie dlatego, że jada je tylko w weekend. Za każdym razem mówiąc:
- Było prawie pyszne.
I robiąc ukradkiem zdjęcie.
Lub dając psu.
Na szczęście mamy labradory, które chłoną wszystko jak odkurzacze.
W ten weekend robiłam tzw mięso Pawła.
Nie mam pojęcie, skąd taka głupia nazwa, dostałam taki przepis i już.
Potrawę robi się z polędwiczek i boczku, cebuli, majeranku, kurkumy, itd itp.
Mam tylko wrażenie, że Ignacy coś podejrzanie chrupał podczas posiłku,
nie wiedząc chyba, że schrupuje chrząstki z boczku, ble;-)
Ale był dzielny i tak.
Labradory też.
No właśnie, dawno zdjęć na blogu nie było. Będą zdjęcia domku czy obiadów?
OdpowiedzUsuńAlez Moj Drogi, foty moich obiadow Ty posiadasz, nie odwazysz sie,mam nadzieje;-D a domek? zapraszam na plac budowy;>
OdpowiedzUsuń