Jestem sobie na slowacji.
Tzn jestesmy bo jest nas tu 24 zaprzyjaznione sztuki.
Przyjechalismy wczoraj, podjechalismy na stok obadac co i jak i dzisiaj rankiem, tj ok 9.30 wyszlismy przed dome celem zaladowania sie do aut szesciu.
Trzy z szesciu aut odmowilo wyjazdu na stok.
Pomimo kabli i wielu prob.
A na dworze mroz.
Musielismy wiec sie jakos wpadkowac w trzy auta.
Z cala masa butow narciarskich , kijow, nart oczywiscie.
I z cala masa dzieci ubranych juz w kaski i gogle bo do stoku mamy 6km...
Jedno z tych trzech aut po drodze zdechlo.
Zdechlo na tyle skutecznie ze musialo zawrocic do domu zabierajac ze soba narty i buty koleznki, ktora jechala innym autem.
Takim sprawnym.
Mialam to szczescie, ze moje auto rano odpalilo.
Ruszylo.
Dojechalo.
O 11.30 udalo nam sie dotzrec na stok.
Prawie.
Okazalo sie,ze musimy wysiasc trzy parkingi nizej bo wyzej stuknely sie dwa skibusy.
I zatarasowaly caly przejazd.
Po pol godzine udalo nam sie wsiac do skibusa, ktory podwiozl nas....200metrow wyzej. Wysadzil i powiedzial ze do wyciagu mamy 150 metrow zaledwie.
Wysiadlam.
W butach narciarskich.
Nina i Lena tez.
150 metrow okazalo sie byc metrami goralskimi.
Po kwadransie wedriwania pod gore, po lodzie, z wywracajaca sie co pol metra Lenka, nie bylysmy wcale duzo dalej od autobusu niz w momencie opuszczania go.
O 12.00 okazalo sie,ze po bilety jest dzika kolejka.
Nie dotarlam po bilety.
Zawrocilam do domu.
A, oczywiscie wszystko to dzialo sie w temperaturze minus 18 stopni!!
Zobaczymy ile aut uda nam sie jutro odpalic...
Jedni bawią się na Feriach, a inni musieli zostać w pracy, ech :D
OdpowiedzUsuńNie ma to jak urlop! :D
OdpowiedzUsuńI jeszcze płacicie za to wszystko ;)
OdpowiedzUsuń