niedziela, 16 grudnia 2012

Guido.

Na Śląsku mieszkam od urodzenia. Ale nigdy w kopalni Guido nie byłam, chociaż do Zabrza z Gliwic jest niedaleko.

Dzisiaj wybrałam się tam z Lenką z okazji Silos Falami Fest.

Było klimatycznie.

Żałuję, że nie zostałyśmy dłużej na koncercie.

Ale czterolatce trudno jest wytłumaczyć słowo "cierpliwość";-)




niedziela, 2 grudnia 2012

Popionkowe rozważania.

Jest Popionek.

Ale zanim nastąpił Popionek, odbył się Pionek.

A pierwszy Pionek odbył się gdy byłam w ciąży z Lenką.

A teraz Lenka ma już prawie 5 lat.

I na wczorajszym Pionku po raz pierwszy tłumaczyła gry innym dzieciom.

Rośnie nam Pomarańczowa Koszulka;-)

Popionek jest smutny.

Że już jest.

Że już Po.

Czytając wpis Tycjana na Jego blogu upewniłam się, że coraz mniej z nas umawia się na Pionka na konkretne tytuły.

My się po prostu umawiamy na Pionka!

Żeby być i tkwić, np w kuchni, przez dzień cały!

Jakże wspaniały!

I żeby na Pionku być, rozmawiać, ładować baterie, rozmawiać, być, tkwić...

I żeby knuć i snuć plany, gdzie by się znowu spotkać.

Zdecydowanie wybudowaliśmy za mały dom z Trzewikiem.

A w naszym domu, późną nocą, odbyła się najbardziej niecenzuralna rozgrywka w Time's up;-D

I nawet nie mogę napisać, kto co robił i pokazywał bo być może jakieś dzieci to czytają?

Na szczęście MiędzyPionek już w marcu.


czwartek, 29 listopada 2012

W Nowym Domu II


[przypominam mój wpis sprzed roku]

Minął rok od kiedy zamieszkaliśmy w Nowym Domu. Niemiłosiernie umęczeni mieszkaniem na 50 metrach z czwórką dzieci, mieszkaniem w domu bez centralnego ogrzewania, z grzybem na ścianach, w nieustannym chaosie, błocie, zgiełku, bez kuchennej lady, bez kuchennych szafek, bez biurka do pracy i z jedną małą szafą na ubrania, umęczeni mieszkaniem w warunkach które były jak najczarniejszy koszmar, jak bajda, którą straszy się dzieci...

Rok temu wyrwaliśmy się z koszmaru pełnego pleśni, nieustannego przejmującego ziąbu, grypy i srypy, wiecznego hałasu i zgiełku.

Pełni nadziei na nowe otwarcie.

Nie miałem wielkich nadziei. Marzyłem po prostu, by było choć trochę cieplej. Nieco ciszej. I bym miał biurko. Niewiele mi trzeba było do szczęścia...

Nowy dom spojrzał na moje marzenia i uśmiechnął się. Życie w trzewiczkowie przez ten rok przerosło wszelkie moje oczekiwania.

W nowym domu jest ciepło. Można kręcić takimi fajnymi gałkami przy kaloryferze i od razu robi się cieplej albo zimniej, jak sobie tylko zażyczysz. 
 
W nowym domu jest przestronnie. Mam swój pokój, i dzieci mają swoje pokoje, i jest duży stół i jest strych wielki i tylko Merry nie ma pokoju, ale planuje dobudować szklarnię, więc już niebawem...

W nowym domu jest cicho. Dzieci kłócą się i łomotają na piętrze, a od piętra można zamknąć drzwi. Czasem tylko słychać głośniejsze łup. Zgiełk i hałas odeszły w niepamięć.

W nowym domu nie ma bajzlu i chaosu. Są tu przeróżne szafki i szafy, szuflady i szufladki i one tam mają miejsca na wszystko. I talerze mają swoje miejsce i słoiki i jest szafka na słodycze i półka na gry i jest miejsce na płyty CD i miejsce na garnki. 

W nowym domu można się spotać ze znajomymi. Nie ma obawy, że grzyba złapią, że gruźlica ich dopadnie, że wstyd i pożoga na widok jaskini, w której żyjemy. I przenocować na piętrze mogą, i wieczorem przy ognisku pośpiewać, i na tarasie z komarami się pouganiać. 

Za nami wspaniały rok. Uśmiechnięty, ciepły i posprzątany. Nowy dom już nie jest nowy. Lecz wciąż jest absolutnie wspaniały.

środa, 28 listopada 2012

Niedoczas.

Czas pędzi jak oszalały.

Weekend za weekendem.

Tupu tupu tup nadciągają święta.

A wraz z nimi refleksja.

Lenka z przedszkola, jak i rok wcześniej, przynosi kolędy.

I śpiewa je w domu bo kolędy mają zazwyczaj ładną melodię.

Śpiewając pyta o czym śpiewa...

Szkoła polska jest miejscem w którym ateista lub wyznawca innej religii niż katolicka nie ma szans.

Żadnych.

I owszem.

Można jasełka potraktować jak teatr, można święta traktować jako polską tradycję, niekoniecznie związaną z wiarą.

Ale poza tym muszę Lence wciąż i wciąż tłumaczyć, czemu ludzie chodzą do kościoła.

Co tam robią.

Wczoraj nasza pralka zaszalała i chlusnęła litrami wody na podłogę.

Złapałam za mopa, ręczniki, za wszystko czym się dało chłonąć wodę.

Psa oszczędziłam. Labradory krótkowłose dosyć są.

...zbierałam wodę przy akompaniamencie kolędy w wykonaniu Lenki, która z zachwytem brodziła w kaloszach po wodzie ...

Zalana łazienka. Piana na moich ustach. Psy zachlapujące wszystko. Lenka w różowych kaloszach śpiewająca gromkim głosem kolędę. Było cudnie.

piątek, 9 listopada 2012

Dzień Niepodległości.

- Mamo, dzisiaj dzieci w szkole występowały.

- O, z jakiej okazji?

- Bo kiedyś inny król chcił nam zabrać Polskę i mu się nie udało.
I teraz dzieci występowały. I król był.

- A, akademia była, fakt.

- Mamo, tylko nie wiem, gdzie się podział Jezus?

(Poprzednim razem lena oglądała jasełka w szkole.....)

wtorek, 6 listopada 2012

postRobinson period

Robinson gotowy. Wydany. Mam go z głowy. Zanim siądę do kolejnego prototypu mam wakacje. Mam 4 tygodnie w czasie których gram we wszystkie gry jakie wpadną mi w ręce. Gram w nowości. Gram w starcie. Gram w gry, które wyszły w ciągu roku i na które nie miałem czasu, bo katowałem Piętaszka. Zagrałem w Slavike. Zagrałem w Western Town. Zagrałem w Love Letters. I Evolution. I Al Rashid. I Netrunnera. I Lords of Waterdeep. I ogólnie gram we wszystko co mi wpadnie w ręce. A w ponieważ w ten weekend świętowaliśmy rocznicę Trzewiczkowa, w ręce i na stół wpadło wiele gier. Zagraliśmy więc w...


Odyseusz
Bardzo prosta i fajna gra, w której gracze mają sekretne cele i bardzo krótko terminowo (dosłownie na jeden ruch do przodu) nawiązują sojusze. Jedni chcą by statek Odyseusza popłynął na północ, inni chcą go na zachód, robią ściepę w kartach, by popłynął na zachód, ale jak już jest na zachodzie to już ich sojusz się łamie, bo jedni chcą dalej na zachód, inni już wolą na południe... Kupa zabawy, planowania, kombinowania co inny gracze planują i z kim się wiązać... Nic z tego w rozgrywce w sobotę się nie pojawiło. Ani nie było sojuszy, ani nie było planowania, ani kupy zabawy. Czy znajomi drętwi ;), czy rozgrywka na 5ciu to już trochę za dużo (wcześniej grywałem w gronie 4 graczy), czy coś nie coś.. nie wiem. Było drętwo, a szkoda, bo moje dotychczasowe przygody z Odyseuszem były naprawdę udane!

Love letter
Karcianka którą kupił w Essen Piechu, pokazał ją mojej Merry w MDK i mojej Merry się bardzo spodobało. Więc mi poleciła. Zagraliśmy w Love letter w firmie i było świetnie. Gra niezwykła, bo składa się ledwo z 16 kart. Wiedząc, że w weekend szykuje się impreza wykonałem więc tytaniczną pracę i narysowałem te 16 kart, żebyśmy mogli sobie zagrać w trzewiczkowie. Gdy tylko więc skończył się nieudany Odyseusz, wyciągnęliśmy Love letter. To jest fajna gra zakrzyknęła Merry. Było dramatycznie. Nasi drętwi znajomi z Opola marudzili przez całą rozgrywkę. :) W zasadzie trudno mówić o całej rozgrywce, bo w połowie gry marudzenie osiągnęło poziom, w którym postanowiliśmy zakończyć grę i przerwaliśmy zabawę. Wyraz zabawa jest tu użyty nieco na wyrost. No cóż, kolejna katastrofa...


5 sekund
Można oczywiście wtedy było wyciągnąć Felda. Nasi drętwi znajomi z Opola byliby może usatysfakcjonowani. Ale nie. Wyciągnęliśmy 5 sekund z Trefla. Szaloną grę imprezową, w której masz pięć sekund (a mierzy je klepsydra wydająca przeraźliwy dźwięk!) na odpowiedzenie na bardzo proste pytanie.

Drętwa znajoma z Opola na każde pytanie odpowiadała: "O Jezu! Nie wiem!" Taktyka na Jezusa długo się nie sprawdzała, ale miało to się zmienić pod koniec gry, gdy padło pytanie: "Wymień 3 koledy" Jezusiu maleńki...

Drętwy znajomy z Opola też błyszczał. Jego Mount Everestem okazało się pytanie: "Wymień 3 gry planszowe." Nie odpowiedział. Widać nie wystarczy być przez rok Redaktorem Naczelnym magazynu Świat Gier Planszowych, by odpowiedzieć na takie pytanie :D

Merry nie zdołała wymienić nazwisk 3 aktorów...

Palast gefluster
Po tych szalonych zmaganiach wybraliśmy karciankę Palast Gefluster. To dziwna gra karciana. Ma bardzo broken mechanizm punktowania. Ma gigantyczną wadę - często się zdarza tak, że rozgrywka toczy się pomiędzy dwójką graczy, a inni tylko patrzą i nie mogą nic zrobić, czekają na swoją kolejkę, a ta może nigdy nie nastąpić - teoretycznie może się zdarzyć, że gra zakończy się nim wykonasz choć jeden ruch. Mimo tych wad, niezmiennie dobrze przy Palast Gefluster się bawię. Wiem o jej wadach, akceptuję je. I bawię się dobrze. Zwyciężyli ex equo Grzech i Tycjan. Fajnie bylo, choć Merry w jednej z tur wykonała ruch równie kretyński jak słynne w pewnych kręgach jej legendarne zagranie w Filarach ziemi przed laty. Gdy Grzech zastawił epicką pułapkę na Moniq, Merry wykonała absurdalny ruch i pozwoliła Monique wyczołgać się spod topora. Nie na długo, na szczęście...


Master thieves
A później doszło do epickiego zdarzenia - Grzech podjął się przeczytania reguł MasterThieves i tak, ponad 2 lata po tym, jak otrzymałem go w prezencie na urodziny Master Thieves wylądował na stole. Master Thieves to jedna z najpiękniej wydanych gier planszowych (nazywanie jej grą planszową to troszkę pudło - to przepiekna drewniana szkatuła pełna szufladek!). Master Thieves to gra o złodziejach, którzy muszą wykraść diamenty - mamy w grze role pozwalające nam w swojej turze wykonywać określone akcje oraz mamy skrzynię, do której wrzucamy, lub z której wyciągamy diamenty. Po każdym ruchu skrzynię można obrócić, przekręcić - można zrobić z mózgu sieczkę. Element memory w tej grze jest na gigantycznym poziomie. W ogóle nad grą nie panowałem. Gdyby graczy było 3 może dałbym radę. Może gdyby można było obracać skrzynię tylko w 1 płaszczyźnie, albo w pionie albo w poziomie dałbym radę. Tu jednak, w grze na 5 graczy, po obracaniu skrzyni w każdym kierunku byłem jak dziecko we mgle. Nie miałem pojęcia gdzie są te szufladki z diamentami.

Drętwi znajomi z Opola pojęcie mieli. Wygrana Tycjana (Moniq drugie miejsce) była miażdżąca, miał chyba dwa razy więcej punktów niż ja, Merry i Grzech razem wzięci...


Cash and guns
Jako że na imprezkę dotarła Monga (która powinna za karę za spóźnienie obrać 20 kg ziemniaków, by odpracować to, iż musieliśmy w ciągu soboty około 20 tysięcy razy odpowiedzieć na pytanie Leny: "Kiedy przyjedzie ciocia z Kasią?") postanowiliśmy się postrzelać. Gier na 6 graczy nie ma zbyt wiele, więc wybór był ograniczony. Znajomi z Opola znowu coś tam pod nosem marudzili, ale w końcu się zgodzili... ;)

Mój egzemplarz Cash and guns pochodzi z 2005 roku, ma więc 7 lat. W tym czasie zwiedził wiele imprez, większość Pionków, miał do czynienia z czwórką dzieciaków... Piankowe pistolety już dawno zastąpiłem zabawkowymi. Jak zwykle z Cash & Guns, było zabawnie i bardzo bez sensu. Wygrała Moniq, która była tajnym gliniarzem, choć utrzymuje, że wcale nie dzwoniła po wsparcie i ktoś inny omyłkowo przekręcił kartę. Cóż...


Cytadela
Trudno w to uwierzyć, ale następnie na stole wylądowała Cytadela. Ta Cytadela, na którą wszyskie geek'i narzekają, że wolna, że losowa, że fajna była lata temu, ale z czasem straciła swój urok. Ta właśnie Cytadela. I o dziwo, wcale nie było wolno, wcale nie było tak losowo. Się okazało, że jeśli gracze nie zamulają, jeśli towarzystwo jest miłe, wesołe, a w czasie gry nie marudzi się, że nudno, i że trzeba czekać na swoją kolejke, ale prowadzi się zwykłe rozmowy - Cytadela daje radę!

Było bardzo fajnie, była zacięta walka, było i burzenie dzielinic przez Generała i morderstwa i złodziejstwa i wszystko to co Cytadela ma w swojej ofercie. Wygrał Grzech, a ja Cytadele ponownie polecam. Kurzyła się na półce, leżała, bałem się, że nie sprosta w dzisiejszych czasach, ale jednak jest dobrze. To nadal świetna gra!

Verflixxt!
Na zakończenie wieczoru wybraliśmy starego dobrego Verflixxta, który potrafi uciągnąć 6 graczy. Czy pamiętacie, że jego autorem jest słynny duet Kiesling/Krammer, odpowiadający za takie hity jak Tikal, czy Mexica?!

Niestety, w wariancie sześcioosobowym, gdy każdy z graczy ma tylko 2, a nie 3 pionki ilość decyzji dramatycznie spada, gra traci bardzo dużo ze swego uroku i choć jestem wielkim fanem tej prostej gry planszowej, to tą rozgrywkę oceniam bardzo nisko. Rzut kostką i praktycznie żadnych wyborów. Zadziwiające jak ujęcie jednego pionka wpływa na poziom zabawy!


A potem nadszedł czas na kimę. W żadną z gier nie wygrałem. Trzeba było zbierać siły na rewanż. W niedzielę na pewno w coś wygram myślałem zasypiając...

niedziela, 28 października 2012

Essen sresen.

Jakoś nie potrafimy się pozbierać po wojażach essenowych.

Na weekend był plan wyjścia do teatru i wyspania się.

No ale.

Lena weekend rozpoczęła wysoką goraczką. Miała ją z piątku na sobotę.

W sobotę mieliśmy iść do teatru.

Nie poszliśmy.

Z soboty na niedzielę Lena obudziła się o 5 rano, zażyczyła sobie litr mleka w kwadransowych odstępach i zaczęła zadawać milion pytań, typu :

"Czy goryle to kuzyni małp?"

"Czy tata lubi koty?"

A Trzewik z Essen przywiózł sobie grę.

Po otwarciu pudła wiadomym stał się fakt, że poskładanie gry zajmie mu czas do grudnia.

A potem do stycznia czytanie instrukcji.

A do lutego wprowadzenie korekty reguł źle zrozumianych.




A Lenka czeka na bałwana;-)



piątek, 26 października 2012

Commands and Colors

Jakieś dwa lata temu postanowiłem zostać generałem. W tym celu zakupiłem grę wojenną Commands & Colors. Jest to słynna, wielokrotnie nagradzana gra wojenna autorstwa Richarda Borga. Commands & Colors to gra wojenna z rodziny gier bloczkowych - bloczkowych czyli takich w których wojska nie są tekturowymi żetonami leżącymi na planszy, a drewnianymi klocuszkami stojącymi w pionie, żołnierzami dumnie prężącymi się na planszy. Gdy tylko paczka z Rebela dotarła do mnie, gdy tylko ja otwarłem dowiedziałem się, że gra bloczkowa to taka gra, w której pudełku kryje się 345 drewnianych klocków, które trzeba okleić małymi naklejkami. Dwustronnie.

Po spędzeniu dokładnie całego weekendu i przyklejeniu prawie 700 naklejek postanowiłem, że w najbliższej dekadzie nie zakupię kolejnej gry bloczkowej.

W tym roku w Essen swoją premierę miała nowa gra Richarda Borga. Tym razem słynny autor gier porozumiał się ze znanym rosyjskim producentem żołnierzyków i modeli samolotów do sklejania i zaprojektował dla nich kolejny wariant Command & Colors. Borg zrobił reguły, Zvezda wyprodukowała żołnierzyki samurajów - hit murowany. Wielkie pudło pełne figurek i sprawdzone reguły pana Borga. Hicior.

Oczywiście przywiozłem to pudło z Essen. Gdy Merry na nie spojrzała, gdy spostrzegła napis "Oparte na mechanice Commands & Colors" wybuchnęła śmiechem. 'Znowu masz zamiar spędzić cały weekend z naklejkami?'

Jej ironia nie trafiła na podatny grunt. Szybko ją zgasiłem. 'To jest nowość z Rosji. W środku są figurki. Nic nie trzeba naklejać, matole'

'O, ciekawe.' odparła Merry i zaczęła otwierać pudło. Gdy je otwarła wybuchnęła śmiechem. Tak bardzo bardzo śmiechem. Zwinęła się ze śmiechu. Płakała ze śmiechu.

Chwilę później ja zacząłem płakać. Pudło faktycznie ma figurki. Ale do sklejania...




poniedziałek, 15 października 2012

Anonimek.

Trzewik pakował się wczoraj do Essen.

Tzn dopakowywał.

Najpierw powyciągał ze Skodziny masę różnych dziwnych rzeczy.

Np duży bordowy obrus.

Worek śmieci.

Kilka bannerów.

Walizkę z lat 60-tych.

Do walizki dla bezpieczeństwa już nie zaglądam.

Duży karton z grami.

Dużą torbę z Ikei z takim czymś co się kiedyś nazywało wieża stereofoniczna.

Na oko dziesięcioletnia.

Duża.

Zrobił przestrzeń.

Ale już ją zajął.

Następnie, z dziwną miną dał mi koszulki, które mam nosić na stoisku, takie z napisem Portal Team i numerem stoiska na plecach.

No właśnie. Na plecach. A z przodu?

A z przodu...

"Die hard Merry".

i

"I play only 51st State, New Era, Winter....

Zabić czy kochać?

A, koszulki oczywiście za duże.

Nie że niby ja taka rusałka wagowa.

Ale za duże i już.

Zatem bywajcie.

Będziemy się dobrze bawić w Essen.

Trzymajcie mocno kciuki za Robinsona bo mam masę wydatków już zaplanowanych!

(Koń, szklarnia, Hummer, że o butach wszelakich nie wspomnę!)

A, siedzę tu i stukam, jest wczesny ranek a ipad Trzewika już wzywa pomocy bo sie zawiesił pod łapką Trzewika.

Mruga i mrugał noc całą.

A Asiok pożyczył Trzewikowi gps'a;-D

Oj, Asiok, aleś Ty głupi jest.

Do miłego!




sobota, 13 października 2012

Essen.

Essen się zbliża.

Już mam schizę.

Już mi się śnią gry po nocach.

Lukrecje też;-)

Robinson na wyspie.

Robinson bez wyspy.

Robinson jako zombie.

Itd, itp....

czwartek, 11 października 2012

Tomcio.

Tomcio to uczeń klasy pierwszej.

Na lekcjach próbuje robić wszystko poza uczeniem się.

Nie potrafi powtórzyć nazw kolorów.

Nie potrafi pokolorować bez wyjeżdżania za linie.

Nie potrafi zrozumieć prostych poleceń.

Potrafi rozrabiać.

Ale na pytania odpowiada ćwierćsłówkami.

Wczoraj na lekcji nie wytrzymałam i postawiłam Tomcia do kąta.

Robię takie coś raz na 2-3 lata.

Nie jestem fanką takich metod.

Ale...

Ale postawiony w kącie Tomcio nagle przemówił pełnym głosem i pełnym zdaniem!

"Psze pani, to jest niesprawiedliwe ponieważ my się z Bartkiem tylko pisaliśmy mazakami po bluzach i za to nie powinniśmy stać w kącie".

OMG, jak w dowcipie z kompocikiem....



środa, 3 października 2012

Polacy nie gęsi.

- Mamo, a czy grudzień to już jest zima?
  Bo jak mówię "grudzień" to mi trzeszczy w buzi tak jak śnieg pod butami"

środa, 26 września 2012

Trzewika kochać trzeba i już. Bieszczady też.

Zbliżały się trzewikowe urodziny.

Jako, że jest on facetem, który albo posiada wszystko, z udaną żoną na czele, lub też nie pragnie nic więcej, miałam problem z prezentem.

Tzn nie miałam.

Już dawno wymyśliłam sobie, że pojedziemy gdzieś razem.

Sam na sam.

Od czerwca śledziłam oferty tanich lotów.

W sierpniu stało się jasne, że z powodu Robinsona, dłuższy, tzn taki na 4 dni, wyjazd nie wchodzi w grę.

Porzuciłam zatem marzenia o locie na przecudną Islandię.

Daleko.

Drogo.

No i co by tam Trzewik robił?

We wrześniu jeszcze rozważałam wyjazd do Norwegii..

Ale uświadomiłam sobie, że nie mam gwarancji, iż Trzewik wsiądzie do samolotu.

I mogła się z wyjazdu zrobić totalna klapa lotniskowa.

Z potężną kłótnią.

Tak oto padło na Bieszczady.

Trzewik nie był tam nigdy, ja daaaawno temu.

Wynajęłam hotel.

Zakupiłam prowiant.

Spakowałam nas w dużą torbę.

Tzn Trzewika tak nie do końca spakowałam, jak się okazało na miejscu.

W piątek rano oświadczyłam:

"Ubieraj się, jedziemy na wyjazd urodzinowy."

Trzewik zerknął na mnie dziwnie i zapytał:

"Cos podejrzanie ciepło jesteś ubrana jak na ciebie, gdzie my jedziemy?!"

"Wsiadaj, ruszamy".

Wtedy właśnie Trójka nadała informację, że znaleziono martwą turystkę w Bieszczadach, zmarła z wychłodzenia....

Musiałam zachować kamienną twarz.

Zachowałam.

Jak wiadomo, podróże z Trzewikiem zawsze są dużą Niewiadomą.

Tak oto, po informacji o turystce, wsiedliśmy w moją "popierdółkę", jak raczy nazywać Moje Ukochane Auto Mój Mniej Ukochany Niż Auto Mąż.

Było pięknie, było miło.

W korku się skończyło.

Tuż przed Brzeskiem.

3 godzinki stania w miejscu....

Nic to.

Jak wyprawa to wyprawa.

Jakoś w końcu dotarliśmy.

Przecież czekały tam Bieszczady.

A nazajutrz ruszyliśmy na szlak.

Tak wyglądała sobota rano:


Tak było na szlaku nam:


A tak nam było na górze:




Cóż, lata lecą, kondycja pada....

Na wyższą przełęcz Trzewik już się zaciągnąć nie dał.

Nic to, następnym razem się uda.

W sobotę jeszcze, ponieważ świat jest mały, w knajpie spotkaliśmy się z naszym Zaprzyjaźnionym Wariatem Mattim.

Ale on też był po wyprawie ze swoją kobietą na przełęcz.

I też jakoś słabo wyglądał.

Fakt, na górze gór było lodowato. I wiało strasznie.

Podobno jak w Dorii, ucieszył się Trzewik.

Szczęśliwi i padnięci wróciliśmy w Dom Nasz Drewniany, który lada chwila będzie obchodził swój Roczek.

Ale zanim to nastąpi, przed nami wyprawa do Essen.

Jedziemy z Trzewikiem osobno....




wtorek, 18 września 2012

Do 4 razy sztuka

Dawno, dawno temu byłem intensywnie zaangażowany w granie w grę karcianą Game of Thrones CCG. Brałem udział nawet w turniejach, nawet coś tam wygrałem (ha, do dziś mam pamiątkowe nagrody!), gra pochłonęła mnie bez reszty.

Wiele lat później, gdy rynek gier CCG praktycznie umarł, firma Fantasy Flight Games postanowiła zrobić czary mary i sprzedać stary produkt w nowym pudełku. Tak powstał format LCG. W ten sposób na półki sklepowe trafiła gra A Game of Thrones LCG, która niczym nie różniła się od swojej poprzedniej wersji. No może poziomem sprzedaży. Sprzedawała się jak dzika.

Na poły z sentymentu, na poły z wiary, że pogram w AGoT z Merry kupiłem więc pudło AGoT LCG i zasiadlem do gry. Było nudno i do dupy. Przygotowane w starterze talie były nieciekawe, niezbalansowane i od razu wołały: "Kup zestaw dodatkowy, kup zestaw dodatkowy!". Poczułem się urażony, zdradzony, i grze GoT LCG podziękowałem. Pudło powędrowało na szafę.

Na horyzoncie zaś pojawił się Call of Cthulhu LCG, podobnie jak GoT przerobiony z formatu CCG. Jako wielki fan H.P. Lovecrafta kupiłem. Zagraliśmy kilka razy, niby fajnie, niby działa, ale szału nie ma... "Kup zestaw dodatkowy!" krzyczy pudło i wieje nudą... Nie kupiłem. Pudło powędrowało na szafę. Przykrył je kurz. Lovecraft się cieszy. Klimat jest.

A tymczasem Fantasy Flight Games rzuciło na rynek kolejną maszynkę do zarabiania pieniędzy - Warhammer: Invasion. Świat ubóstwiam. Grafiki uwielbiam. Generalna koncepcja gry bardzo fajna... Kupiłem Warhammera do MDK na zajęcia z angielskiego (dużo tekstu na kartach, niech dzieciaki ćwiczą) i zaczęliśmy grać. Niby fajne, niby pomysłowe, ale jakoś tak... Po kilku partiach odłożyłem na półkę...




Do czterech razy sztuka. Właśnie odebrałem przesyłkę. Netrunner LCG. Jeśli ta gra też mnie zawiedzie to po pierwsze już więcej nie kupię gry LCG, a po drugie... a po drugie jestem matołem, że cztery razy z rzędu wywaliłem kasę w błoto...


niedziela, 16 września 2012

Dzieci kochać trzeba i już.

Wybraliśmy się na grzyby.

Tak na chwilkę, na godzinkę.

Ludzie wynosili z lasu grzyby dużymi koszami.

Nam w pół godzinki udało się uzbierać taką oto misę:



A Lenka po drodze wymyśliła piosenkę:

"Nazbieraliśmy dużo grzybów, ugotujemy coś ohydnego, coś ohydnego, potem to zjemy, coś ohydnego...."

Ech.

sobota, 15 września 2012

Zagadka.

Lenka od rana rysuje intensywnie.

Niebieska łódka na środku nie jest nic a nic łódką.

Jest Uśmiechem Dzienia.



piątek, 14 września 2012

Zanim....

Ponieważ Mój Ulubiony Mąż nadciga z jakimś strasznym postem na naszym blogu zatem ja szybko nadciągam ze sprostowaniem, że:

Że już mogę grać w Tichu;-)

Muszę się jedynie nauczyć kontrolować podczas gry.

Tzn widzieć świat dookoła, a nie tylko stół, karty, partnera i przeciwników.

No i słyszeć świat dookoła.

Kurde, może lepiej jednak nie grać?

Bo bądźmy szczerzy, jak to zrobić?

No jak?

wtorek, 11 września 2012

Nadciąga zima.




A skoro nadciąga, to czas, żeby pomyśleć o Sylwestrze.

Padł pomysł, żeby spędzić go w górach jakowyś.

Czy ktoś ma pomysł gdzie i jak?

Ktoś ma?

Czas ucieka....

poniedziałek, 10 września 2012

To już przechodzi ludzkie pojęcie!

Kto podrzucił nam kubeczek z napisem Nescafe, z takim czymś w środku?!

Kto?!

I co to było to w środku?!

Co?!


piątek, 7 września 2012

Die hard Merry;-)

Tu jestem;-)

I-gnacy is back.

Stało się.

Trzewik zakupił sobie Swojego Własnego Ipada.

Tak, miał oczywiście zakaz używania mojego.

Nie bez powodu oczywiście.

Komputery go nie lubią i już.

Jego iphone, podłączony do stacji dokującej samodzielnie steruje naszym radiem, włącza i wyłącza podcasty.

Moja komórka w tym czasie milczy zestresowana.

Już w drugim dniu użytkowania ipada Trzewik odezwał się do mnie w te słowa:

- Merry, zadzwoń na linie appla, mam tu jakiś konflikt.

Następnie zakupił sobie smart cover'a. Taką okładkę, która dzięki magnesom włącza i wyłacza urządzenia zaraz po otwarciu.

Oczywiście smart cover jest tak bardzo smart, że z Trzewikiem nie działa.

Ot, wyższa technologia.

A tydzień temu, w sobotę rano, gdy uganiałam się po Tesco za czymś do jedzenia, Mój Ulubiony Mąż dzwoni do mnie w te słowa:

- Gdzie jesteś, pracować nie mogę, sieci nie mam!

Wracam zatem w te pędy!

Sieć to ważna sprawa.

Zaczynam rozmawiać z lapkiem Trzewika, a on twierdzi, że Trzewik mu kartę odłączył. Sieciową.

Zatem pytam:

- Kochanie, czy coś tu grzebałeś?

- No, coś tam przyciskałem różnego, a co?

- A nic...

I tak średnio raz w miesiącu.

Mój ipad odetchnął z ulgą.

Już śpi spokojnie.

Coś tam pogadał z Nowym.

Coś się pośmiali razem...

poniedziałek, 3 września 2012

Kochajmy się.

Kochajmy się bo zaczął się rok szkolny nowy.

Co oznacz, że rankiem zimnym znowu będziemy na siebie wpadać obwarkując się wzajemnie.

Dzisiaj poniedziałek.

Dzisiaj poniedziałek zaczął się radośnie dosyć.

Dziecka nasze wychodzilły do szkół i przedszkoli w kolejności zupełnie przypadkowej.

Jedno na ósmą, inne na dziewiątą, a jeszcze inne na dziesiątą.

Każde przed wyjściem zadało milion bezsensownych pytań.

Każde uzyskało milion głupich odpowiedzi.

Każde, cholera jasna, chciało jeść!

A na dodatek jeden z psów, będący nawet suką, nawalił w nocy kupę.

W łazience nawet, tuż obok sedesu.

No ale zawsze to obok. A nie w.

Ta właśnie suka postanowiła, że jesień przywita cieczką.

Co spowodowało,że około 3 rano biegałam po ogrodzie celem zamknięcia w kojcu jej adoratora.

Psy mamy trzy. Więcej nie chcemy.

tzn Trzewik nie chce.

A, Trzewik.

Trzewikowi rano, coś około 7 nie zmieściła się suszarka do szafki. Taka tam do włosów.

Bałagan w tej szafce mamy od zawsze.

Ale to akurat dzisiaj była ta chwila!

Następnie piec odmówił pracy.

A że słonce też strajkuje, zatem solary mruczą cicho, że nie dadzą rady.

Spec od pieca jest nad morzem.

Gdy zadzwoniłam to cudnie szumiało to morze w słuchawce mi.

Następnie zamówiłam gaz do naszej ogromnej butli.

Dzwoniąc ostrzegałam panią dyspozytorkę, ze mamy wąski wjazd i się duża cysterna nie zmieści.

Przyjechała duża.

Nie zmieściła się.

Zawróciła.

Przyjedzie inna.

Do 10 dni....

No i poza tym skończyła się psia karma.

No i poza tym lodówka pusta po wakacjach.

No i poza tym ...

Pięknie jest.




Nadejszła jesień.

A wraz z jesienią takie oto cudo:



Teraz tylko nauczę się reguł i zaszalejemy w Essen;-)

niedziela, 2 września 2012

Koniec żartów.

Koniec żartów.

Koniec wakacji.

Ech.

A już mi się marzą następne.

Tym razem tu:

Tylko jeszcze nie wiem, jak się tam dostać;-)

poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Zoozagadka.

Idziemy przez wieś naszą. Droga wiedzie między polami.

- Mamo, mamo, widziałam jaszczurkę!

- Wow, serio? Dużą? Jak wyglądała?

- Dużą. I kudłatą. Miała czarno-biały ogon a z przodu dwa zęby jak chomik.

- ??!!


niedziela, 26 sierpnia 2012

Cegiełka

Szanowni czytelnicy trzewiczkowa nie posiadający w swojej kolekcji któreś z następujących pozycji:
- Zombiaki
- Zombiaki2
- Stronghold
- Witchcraft
- Stronghold: Undead
- 51. Stan
- Nowa Era
- Pret-a-Porter
- Konwój
proszeni są o pilne uzupełnienie kolekcji.

Zbieram na zakup zamku.

Komentarz Merry:

Na widok zamku w Bobolicach Trzewik zaczął zerkać na mnie z dziwnym wyrazem twarzy. Mam wrażenie, że kalkulował, czy taniej wyjdzie mu życie ze mną czy utrzymanie zamku. Co do tego nie mam cienia złudzeń...KUPUJCIE !!!

sobota, 25 sierpnia 2012

Bobolice - polecam!

Odwiedziliśmy dzisiaj zamek w Bobolicach.

Pamiętam go, gdy był całkowitą ruiną.

Ładną, historyczną ruiną.

Teraz jest piękny.

Można się wzruszyć.

I co ciekawe i dosyć ważne, nie ma na nim tłumu zwiedzających.

Jest cicho, miło, spokojnie.

A tuż obok zamku restauracja, utrzymana w klimacie.

I tuż obok chyba hotel się buduje.













Tak widzi nas Lenka;-)


piątek, 24 sierpnia 2012

Słoneczniki.







Foto relacja z Trzewiczkonu.

'Żyd z kopalni' właśnie chyba ubił doskonały interes...


Człowiek tyczka, tyczka i córka.


Agent Piotrek donosi na Ruch Oporu...?

Knowaniom i spiskom nie ma końca...


Michał kamufluje się w lesie udając krzak.

Olek. Szczęśliwy jak dziecko.
Ania. Przyłapana na gorącym uczynku.

Eskorta zbrojna cackać się nie cacka...

Makowa panienka z człowiekiem tyczką.


Fru fru