Dożynki polegają na dorzynaniu ludzi.
Ekipa, która u mnie robi płot, od niedzieli chodzi nieprzytomna i pijana.
W niedziele były dożynki...
Skończyły się o 2 w nocy.
W związku z czym w poniedziałek rano nie było na placu budowy nikogo, kto mieszka u nas we wsi.
Ponieważ załatwiłam się skutecznie klimą, zatem nawet nie mam siły się tym powkurzać.
Dopiero je zbieram.
Rośnie we mnie gniew;-)
Nadal robią bramę, muszą poszerzyć słupy bo coś się z rozmiarem walnęło...
Więc od 7 rano tną i spawają. Dźwięki cudne.
W domu naszym starym powoli miejsca brak. gromadzimy różne rzeczy, które lada dzień zamieszkają w nowym domu.
Ale zanim zamieszkają, muszą z nami pomieszkać tu. A Tu miejsca brak.
Osiągnęłam już etap nieotwierania okna w jednym z pokoi bo nie da się do niego dojść.
W przypływie głupoty, niecodziennej dla mnie oczywiście;-), zakupiłam najstarszemu dziecku pufę do nowego pokoju.
Pufę w rozmiarze XXL.
Jest ogromna.
Nie zmieściła mi się do bagażnika Corsy. Musiała jechać na tylnym siedzeniu, razem z Lenką.
Lence się podobało.
Mnie troszkę mniej ponieważ pufa siedziała mi na plecach.
Zatem jest. Ogromna i fioletowa.
W tym miesiącu Nina ma urodziny i zażyczyła sobie pufę...
Jeżeli dokupię drugą, będziemy się musieli pozbyć z domu dzieci.
Razem się to wszystko nie pomieści;-)
Idę nauczać.
Miłego dnia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz