wtorek, 6 września 2011

Dożynki.

Dożynki polegają na dorzynaniu ludzi.

Ekipa, która u mnie robi płot, od niedzieli chodzi nieprzytomna i pijana.

W niedziele były dożynki...

Skończyły się o 2 w nocy.

W związku z czym w poniedziałek rano nie było na placu budowy nikogo, kto mieszka u nas we wsi.

Ponieważ załatwiłam się skutecznie klimą, zatem nawet nie mam siły się tym powkurzać.

Dopiero je zbieram.

Rośnie we mnie gniew;-)

Nadal robią bramę, muszą poszerzyć słupy bo coś się z rozmiarem walnęło...

Więc od 7 rano tną i spawają. Dźwięki cudne.

W domu naszym starym powoli miejsca brak. gromadzimy różne rzeczy, które lada dzień zamieszkają w nowym domu.

Ale zanim zamieszkają, muszą z nami pomieszkać tu. A Tu miejsca brak.

Osiągnęłam już etap nieotwierania okna w jednym z pokoi bo nie da się do niego dojść.

W przypływie głupoty, niecodziennej dla mnie oczywiście;-), zakupiłam najstarszemu dziecku pufę do nowego pokoju.

Pufę w rozmiarze XXL.

Jest ogromna.

Nie zmieściła mi się do bagażnika Corsy. Musiała jechać na tylnym siedzeniu, razem z Lenką.

Lence się podobało.

Mnie troszkę mniej ponieważ pufa siedziała mi na plecach.

Zatem jest. Ogromna i fioletowa.

W tym miesiącu Nina ma urodziny i zażyczyła sobie pufę...

Jeżeli dokupię drugą, będziemy się musieli pozbyć z domu dzieci.

Razem się to wszystko nie pomieści;-)

Idę nauczać.

Miłego dnia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz