poniedziałek, 12 września 2011

Niedoczas.

Działania budowlane zagęszczają się.

Zaczynam dzień o 5.30, żeby spokojnie wypić kawę i o 6.30 móc zacząć wyprawiać ekipę do szkoły/przedszkola.

I zamknąć w kojcu Rufka, żeby nie upolował kóz sąsiada.

O 6.50 ląduję na terenie budowy, żeby na szybko ustalić co i jak i z kim i dlaczego i za ile.

O 7.15 ląduję w pracy, żeby odpocząć.

O 12.15 wracam na teren budowy, żeby na szybko ustalić co i jak i z kim i dlaczego i za ile.

O 14 odbieram Lenę.

O 15 schodzi się reszta dzieci.

O 16 próbuję zrobić prowizoryczny obiad...

O 18 wyjeżdża ekipa co wie jak i za ile.

O 19 usiłuję przygotować cokolwiek na dzień następny.

O 20 próbuję spacyfikować dzieci, żeby jednak się umyły...

O 21, żeby jednak poszły spać...

O 21.00 ląduję na podwórku, żeby to ustalone wcześniej jak i co i za ile obgadać z szefostwem przeróżnym i zapłacić...to co wcześniej jak i za ile.

O 22 wyprowadzam psy.

O 22.30 próbuję coś czytać.

A z babskich gazet wynika,że powinnam jeszcze chodzić na aerobik, siłownie, basen, masaże,  do kosmetyczki, fryzjera...

I powinnam poczytać dzieciom.

I powinnam iść z nimi na basen, tańce, łamańce...

I oczywiście zająć się Panem Mężem.

I być piękna, pachnąca, uśmiechnięta...

Chce mi się spać;-)

Ot co.
Ot to.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz