W poniedziałki wychodzę z domu o 7.15.
Potem wracam ok 12.45 i o 14. 30 jadę dalej do pracy.
Wczoraj, pomiędzy 12.45 a 14.00 dopadł mnie kafelkarz, z którym musiałam się rozliczyć.
Dopadł mnie, na moją prośbę, pan od ogrzewania.
Kafelkarz chciał tylko ustalenia wysokości zamocowania szafki z lustrem.
Co wymagało ode mnie wejścia na górę.
NA BARDZO WYSOKICH OBCASACH.
PO DRABINIE.
Było fajnie.
Pana od ogrzewania potrzebowałam, żeby przekonać go, że nie chcemy mieć kaloryfera w szafie w sypialni.
W żadnej opcji i pozycji.
Skąd się tam wziął? To proste!
Elektryk zrobił gniazdka tam, gdzie miał być grzejnik.
Więc instalator przesunął z automatu grzejnik.
Do szafy.
Po kilku dobrych minutach różnych dowcipów, typu, że w szafie będzie ciepło, że mogę przecież drzwi nie dosuwać, że ludzie mają inne problemy....ustaliliśmy, że dzisiaj panowie prują podłogę i jednak grzejnik będzie w innym miejscu.
Podłogę prują bo rury lecą pod podłogą. Na szczęście nie ma w tym pokoju jeszcze paneli.
W niedzielę udało mi się zakupić meble w IKEI.
Pięć godzin nad projektem, z pełną świadomością, że jak się pomylę to będę z tym mieszkać...
Do momentu skręcenia mebli bezsenne noce mam w pakiecie.
Dzisiaj podobno mają przyjechać drzwi.
W tym tygodniu podobno ocieplą.
W sobotę zamontują gaz.
Targi w Essen zaczynają mi się jawić jako miły urlop....
powodzenia :)!!
OdpowiedzUsuń