Przemiennych, wciąż zmiennych.
A było to tak:
Robią bramę, robią i robią.
Pojechałam do pracy, wróciłam.
Bramę nadal robią.
W domu skończył się cukier więc wyruszyłyśmy do sklepu w celu zakupu.
Przy okazji oczywiście lody.
No to wychodzimy.
Ekipa robi bramę.
Lena jeździ na rowerku tzw biegowym, który akurat dzisiaj postanowił zgubić śrubkę trzymającą kierownicę, co spowodowało przelot Leny przez ową kierownicę i wyhamowanie na betonie.
Ze zdartymi rękami i kolanami oczywiście.
Po ogłuszającym ryku przyszedł czas na naprawienie rowerka.
Ale skąd wziąć śrubę?
Otóż z budowy.
Ale skąd wziąć imbusa?
Otóż z budowy.
Udało się.
Lena poszła się umyć i ruszamy.
Prawie.
Oblała się wodą więc się przebieramy i dopiero ruszamy.
O ile nie ogłuchniemy.
A, nie ruszamy.
Ekipa robi bramę.
W bagażniku Corsy Lenka wypatrzyła swoją ukochaną maskotkę.
Musi ją mieć tu i teraz. I już.
Nina otworzyła bagażnik. Wyjęła maskotkę.
Zamknęła bagażnik.
Prawie.
Prawie zamknęła bo klapa zatrzymała się niefortunnie na głowie Leny.
Zatem kolejny wrzask.
Ekipa robi bramę.
W końcu ruszamy.
Mijamy ekipę, która robi bramę.
Ja w dużym dekolcie. Moje nastoletnie dziecko w spódnicy kończącej się tuż za tyłkiem.
Mijamy ekipę a szef ekipy odzywa się w te słowa:
"Spóźniłem się dzisiaj bo musiałem za tego kretyna kaucję wpłacić, dzisiaj miał iść siedzieć. Sasiadkę chciał zgwałcić, uwierzy pani?"
Zerkam na faceta, wzrostu siedzącego psa, na twarzy paskudny, brudny jakiś, w zasadzie żadna by go nie chciała. To co ma biedak robić? Tylko gwałt mu pozostał.
Ale zachowałam komentarz dla siebie.
Co mnie spotka jutro?;-)
Ostatnie po głowie kołacze mi się ten wiersz:
|
Mam wrażenie,że Pan Miron budował wtedy dom...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz