niedziela, 13 listopada 2011

Jak to na odwyku bywa.

Mąż Mój Okropny nie wziął na długi weekend do domu NE.

Że niby zapomniał.

Nie wziął też nowego, testowanego dodatku.

Ale wziął za to inną, właśnie "robiącą się" karciankę.

- Merry, siadaj, gramy.
- A o co tu chodzi?
- Bierz na rękę karty i graj.
-Ale nie znam reguł!!!
- Graj, dasz radę.

Ok, gramy.

Gramy w piątek, sobotę...

Chyba wygrywam, co źle wróży karciance. Będzie poprawiana wciąż i wciąż.

Nadeszła niedziela :

- Merry, siadaj, gramy.
- Yhm.

Biorę karty, myślę, myślę, gram.

Dobiegam do końca, pewna wygranej.

Uśmiech triumfu na twarzy znika mi gdy widzę uzsmiech nietriumfu i niewiemczego u Mojego Przeciwnika.

- Wygrałam?
- E, no raczej nie bo ja tu jeszcze dorysowałem dwa pola. Na tym wybuchasz i Cię nie ma a tu już nie masz czym grać.
- Wczoraj tych pól nie było!!!
- Oj, wczoraj, wczoraj. A dzisiaj są.

A żeby mnie dobić to przytargał do domu tą głupią Faunę Junior.

W którą muszę grać z Lenką bo dziecko ma gen gracza.

Niech do kasyna z tatuńciem idzie!

Jak się gra z trzylatkiem to trzeba jakoś znaleźć taktykę przegrywającą. A nie jest w Faunie łatwe, oj nie.

Ale gra jest naprawdę świetna;-)

Chce ktoś pożyczyć może?

2 komentarze: