Mija tydzień od chwili gdy spontanicznie stwierdziliśmy "wprowadzamy się".
Dom jeszcze się wykańcza. Brakuje drzwi, gładzi, lamp i kilku innych rzeczy.
Jak np szaf.
Ubrania leżą w workach. Wszędzie. Ale nie moje.
Moje gdzieś przepadły.
Czekam,kiedy dzieci w szkole zapytają:
" A czemu pani chodzi ciągle tak samo ubrana?"
Zaczynam obserwować Dom.
I szukam błędów.
U dzieci w łazience udało mi się hydraulików zmusić do zamontowania do wanny baterii prysznicowej. Bo miała ładne kurki. Chociaż nie znoszą jajek. (Kiedyś zrobię listę słów istniejących w świecie równoległym - gdzie wiecznie trwa budowa.
Nie dokupiłam frontu do kawałka szafki w kuchni.
Nie kupiłam wypełnienia szuflad itp.
W sypialni komody boczy się na szafę. Nie mieszczą sie razem.
Szafka nocna powinna wisieć nad łóżkiem, jeżeli chce być w sypialni.
Nic to. Pewnie więcej będzie takich ciekawostek.
Po walce z garnkami udało mi się wreszcie ugotować Pierwszą Zupę w Nowym Domu.
I to błyskawicznie. Bo jednak indukcja daje radę.
Mamy już tv. Prawie mamy internet.
Mamy też dużo piasku wszędzie.
A ja...
A ja rozmyślam jak się zabrać za ogród.
Jak?
Skoro do tej pory rozróżniałam rośliny na zasadzie :
1. Ma kwiatki.
2. Nie ma kwiatków.
3.Da się zjeść na surowo.
4. Da się zjeść ugotowane...
No jak?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz