środa, 9 listopada 2011

Nic to.

Mija tydzień od chwili gdy spontanicznie stwierdziliśmy "wprowadzamy się".

Dom jeszcze się wykańcza. Brakuje drzwi, gładzi, lamp i kilku innych rzeczy.

Jak np szaf.

Ubrania leżą w workach. Wszędzie. Ale nie moje.

Moje gdzieś przepadły.

Czekam,kiedy dzieci w szkole zapytają:

" A czemu pani chodzi ciągle tak samo ubrana?"

Zaczynam obserwować Dom.

I szukam błędów.

U dzieci w łazience udało mi się hydraulików zmusić do zamontowania do wanny baterii prysznicowej. Bo miała ładne kurki. Chociaż nie znoszą jajek. (Kiedyś zrobię listę słów istniejących w świecie równoległym - gdzie wiecznie trwa budowa.

Nie dokupiłam frontu do kawałka szafki w kuchni.

Nie kupiłam wypełnienia szuflad itp.

W sypialni komody boczy się na szafę. Nie mieszczą sie razem.

Szafka nocna powinna wisieć nad łóżkiem, jeżeli chce być w sypialni.

Nic to. Pewnie więcej będzie takich ciekawostek.

Po walce z garnkami udało mi się wreszcie ugotować Pierwszą Zupę w Nowym Domu.

I to błyskawicznie. Bo jednak indukcja daje radę.

Mamy już tv. Prawie mamy internet.

Mamy też dużo piasku wszędzie.

A ja...

A ja rozmyślam jak się zabrać za ogród.

Jak?

Skoro do tej pory rozróżniałam rośliny na zasadzie :

1. Ma kwiatki.

2. Nie ma kwiatków.

3.Da się zjeść na surowo.

4. Da się zjeść ugotowane...

No jak?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz